sobota, 25 października 2014

Miniaturka 1 "Stary zeszyt"

Miniaturki. Obiecałam, że chociaż one będą się pojawiać i postaram się dotrzymać słowa. Oto pierwsza, którą ciężko przyporządkować do jakiegoś konkretnego parring'u. W zamyśle miało być Dramione, a jak wyszło to sami się przekonajcie. Sądzę, że na lepsze. ;)


"Stary zeszyt"
***
Można wiele o mnie powiedzieć. Czasami mam wrażenie, że aż za dużo. "Panna wiem to wszystko" i "najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny Ravenclaw" to tylko niektóre określenia pojawiające się obok "głupiej Gryfonki" i "plugawej szlamy". A kim jestem w rzeczywistości? Poznanie odpowiedzi na to pytanie ułatwiłoby mi życie. Jestem córką mugoli, fakt, ale takie określenie brzmi lepiej od tego używanego przez Ślizgonów. Dlaczego więc tak mocno bolało w czasach młodzieńczych? Byłam, a raczej jestem słaba. Dziś potrafię się do tego przyznać. Każda głupota, zaczepka, brak spontaniczności i radzenie sobie bez wcześniejszego planowania? To właśnie była moja porażka. Po dziś dzień brakuję mi inteligencji. Tak, to nie żart. Hermiona Granger (obecnie Weasley) zna fakty, suchą teorię, regułki i nic więcej. Piszę to osobiście, albowiem z perspektywy czasu dostrzegłam, że moi "przyjaciele" korzystali ze mnie. Byłam użyteczna, a oni lubili widzieć to, co chcą, a nie osobę, którą jestem. Bo po co martwić się problemami Miony? Przecież lepiej poprosić ją o zrobienie swojej pracy domowej. Musi się zgodzić, prawda? W końcu jej zależy. Głupie, prawda? Ja również zdałam sobie z tego sprawę. Człowiek uczy się całe życie, a mi zrozumienie tego dokładnie tyle zajęło. Po tych wszystkich latach dotarło do mnie, że są rzeczy o które nie warto się martwić (jak chociażby wyzwiska, krzywe spojrzenia) i takie za które warto nawet umierać.

Kiedy to wszystko we mnie uderzyło? Nie da się chyba podać konkretnej daty. Zwyczajnie dorosłam. Zobaczyłam świat inaczej, jakbym całe życie nosiła chustkę na oczach i ona nagle rozwiązała się. Chciałabym, żeby Tobie też się to udało. Ten pamiętnik, który tak na prawdę jest czymś w rodzaju dziennika, autobiografii, a raczej zbiorem moich życiowych doświadczeń rad zebranych po latach w starym, zniszczonym zeszycie potraktuj jak lekcję, abyś ty w swoim życiu nie dała zasłonić sobie oczu. Skorzystasz z tego bądź nie, ale ważne, iż będziesz mogła o tym zadecydować. Wrócę jednak do chwili, która, jak mi się wydaję, rozpoczęła moją zmianę. W końcu wojna na każdym zostawia ślad. 

Bitwa o Hogwart. O dziwo nie czuję się jak bohater wojenny wspominając ten dzień. Niewiele z niego pamiętam. Prócz krwi i nieruchomych ciał. Ten obrazek przewija mi się przed oczami każdej nocy. Wrogowie i przyjaciele padający na ziemię. Do dziś nie wiem, czy to było dobre. Odbieranie życia komukolwiek jest złe. Zaciera się granica wskazująca, co jest słuszne. Tak było z profesorem Dumbledore'm. "W imię wyższego dobra" warto było poświęcać i ryzykować. Miał takie właśnie myślenie. Nie da się jednak ocenić, czy było inne wyjście. To przecież przeszłość. Jeśli coś już się wydarzyło to nie da się nic zmienić i koniec, trzeba się z tym zwyczajnie pogodzić. Jest jednak moment, który pamiętam i zawsze będę pamiętać. I o dziwo jest to najwyraźniejsze wspomnienie. 

Draco Malfoy.

Mój prześladowca, wróg, Śmierciożerca, szkolny łobuz, zły, tchórzliwy, pusty, a także jak mi się wydawało bezuczuciowy i nie kierujący się żadnymi sensownymi motywami.
A mimo tych wszystkich jego wad i potworności jakie zrobił, to on pokazał mi prawdę. Co za ironia. 

Biegłam przez sypiący się korytarz. Jedna z podstawowych ścian trzymających sufit w tamtym miejscu runęła. Wszędzie był kurz i resztki tego, co zostało z kamieni. I dym, dużo dymu. W płucach nie mieściło się tyle tlenu ile powinno. Z zachłannością łapałam każdy kolejny wdech, a mimo to dalej było go tam stanowczo za mało. W pewnej chwili zobaczyłam ciało. Z daleka nie miałam pojęcia kto to. Mimo tego, że strefa w jakiej się znajdowałam była w polu rażenia musiałam podejść bliżej. W końcu byłam Gryfonką, a odwaga to coś czym mamy się cechować. Nie zostawia się ludzie w potrzebie. Więc szłam tam, a potem zatkało mnie. Pod wielkim odłamem ściany, a może sufitu, znajdował się chłopak o jasnej czuprynie. Nie kto inny, jak właśnie Draco Malfoy. Przez chwilę zawahałam się. Moment, Ale widząc, że jego różdżka leży przy gruzach po przeciwnej stronie, a jego nogi i większość pleców przygnieciona jest gruzem... Zwyczajnie nie mogłam. Może jestem naiwna i głupia, ale łatwo pozbyć się wroga, gdy jest bezbronny. Więcej wymaga równa walka. Stanęłam przy nim i zobaczyłam, że na twarzy również jest poraniony, a na głowie ma poważną ranę otwartą. Krwawił bardzo mocno. Uniósł tylko na chwilę głowę i dostrzegł, że to ja mu się przyglądam. Mimo bólu, który definitywnie odczuwał w spojrzeniu była ta znajoma pogarda. Milczał. Dopiero, gdy zaczęłam odrzucać to, co go unieruchamiało zaczął mówić.
- Wolę umrzeć niż zostać uratowany przez szlamę - wysyczał słabo. Wtedy jednak było mi to\obojętne.
- Mogłabym spełnić Twoje życzenie, ale wiesz co? Wolę żebyś pamiętał. Żył ze świadomością, że uratowała Cię jedyna osoba od której nie oczekiwałeś ani nie chciałeś pomocy. Osoby, której nienawidzisz - odpowiedziałam mu w ten sposób, a on korzystając z okazji, że kucam na wystarczająco niskiej wysokości, plunął mi w twarz.
- Więc ty żyj ze świadomością, że ratujesz mordercę - mruknął niewyraźnie i opadł głową na posadzkę. Wpadłam w złość, jednak nie odeszłam. Mógł mówić, co zechciał, ale wiedziałam... a może chciałam wierzyć, że gdzieś głęboko w nim istnieje coś takiego jak sumienie. Stłumione, skutecznie odcięte, ale jednak. I wtedy coś we mnie pękło. Ludzie którzy go znali nawet go nie szukają. Nikt. Gorsze jednak było to, że nie jest w tym osamotniony. Mimo tego, że zniknęłam już dawno mnie również nikt nie szuka. Każdy martwi się o siebie. Niby zrozumiałe, ale... boli. Wszystko da się usprawiedliwić, lecz nigdy nie będzie to przemawiać tak jak powinno. Zawiść i żal to normalna rzecz. Ludzka rzecz. Uświadamiając to sobie wpadłam też na to, że mam  przecież magię i to ona mi pomoże (zbyt często myślę jak\mugol... kiedy liczył się czas, ja przewalałam ręcznie gruz). Pozbyłam się gruzów z mojego wroga i obróciłam go na plecy. Zaczęłam rzucać wszystkie znane mi zaklęcia, które mogły go uratować. Chyliłam się nad nim robiąc wszystko, by mu pomóc. Dlaczego? Bo mimo tego, że był, jaki był to... oboje mieliśmy cechę wspólną. Późno zrozumieliśmy, że świat decydował za nas.
- Granger... - wychrypiał w pewnej chwili.- przeproś... moją matkę... nie dałem rady... zawiodłem ją... - majaczył potem jeszcze dalej, ale ja już nie słuchałam. Świadomość, że ten chłopak pomyślał o swojej mamie była niezwykle szokująca. Zobaczyłam w nim człowieka. Podniosłam go i przeciągnęłam w miejsce w którym została mu udzielona pomoc.

A potem on na prośbę swojej matki stanął po stronie Voldemort'a, ale wiem, że nie było to zrobione dlatego, że tego pragnął. On chciał tylko uratować jedyną ważną osobę w swoim życiu. Nigdy nie miałam do niego oto pretensji. 

Jak już mówiłam są rzeczy za które warto umrzeć.

Pamiętaj, że czyny człowieka świadczą tylko o tym, co chcę innym pokazać.
Żeby poznać go naprawdę trzeba zajrzeć do jego serca. 

Jeśli kiedykolwiek poznasz syna bądź córkę Malfoy'a... powiedz, że jego ojciec jest człowiekiem, który jako jedyny w moim życiu nie udawał, że mnie lubi. Był uczciwy w swojej postawie - troszczył się o swoje interesy. Najlepiej, żebyś ty powiedziała to Draco osobiście, tylko Tobie ufam.

Kochana, nienarodzona jeszcze Rose, wierzę w to, że ludzie będą kochali Cię za to kim jesteś, a nie to co z Ciebie zrobią.
Że będziesz miała odwagę marzyć, śnić, odkrywać, walczyć, próbować.
Że będziesz spontaniczna, radosna, kreatywna, inteligentna.
Że w swoim życiu pokochasz kogoś żywym uczuciem, a nie głosem rozsądku,
Życzę Ci tego wszystkiego, bo nie chcę żebyś była taka, jak ja.

Pamiętaj, że jeśli mamusia odeszła to dlatego, że przegrała walkę, a nie ją poddała.

Ps. Nie słuchaj tatusia, gdy powie Ci, że jakiś dom jest zły. Nie ważne, gdzie będziesz. Liczy się to, jak będziesz go reprezentować.

Twoja mama, Hermiona, 2006 r.

***
2006 rok.

- Malfoy, co z moją żoną i dzieckiem? - wrzeszczał jak opętany Ron Weasley w Szpitalu Świętego Munga, widząc wychodzącego magomedyka, który był mu tak dobrze znany.
- Zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy, ale... - zawiesił głos, wzbudzając jeszcze większą złość u pytającego.
- ALE CO? CO SIĘ Z NIMI STAŁO? - krzyczał na cały korytarz rudzielec.
- Twoja córka jest cała i zdrowa. Ale Hermiona... - przerwał i schylił głowę.
- Nie. Nie. Nie. Nie! Rozumiesz? Nie powiesz tego. Wrócisz tam i... i... ją uratujesz - zaczął szlochać Weasley.
- To koniec. Kazała mi... a ja posłuchałem. Nie spieprz tego. Nie zmarnuj jej poświęcenia - odpowiedział z opanowaniem i odszedł od niego Draco.
A Ron skontaktował się tylko ze swoją matką. Sowa była w drodze, kiedy on biegł w nieznaną sobie stronę. 
Zniknął i do dziś nikt nie wie, co się z nim stało.

***
2006 rok.

- Przepraszam Hermiono. Nie spłaciłem długu. Nie udało mi się Ciebie uratować - wyszeptał do zimnego, ciała i przykrył je prześcieradłem w chwili, gdy do pomieszczenia weszła Molly Weasley.
- To prawda? Umarła... - wyszeptała przez łzy kobieta.
- Powiedziałem jej, że mogę uratować tylko jedno z nich. Wskazała córkę i nazwała ją Rose. Poprosiła też, bym przekazał to pani - stwierdził i podał jej jakiś stary zeszyt.
- Co to jest? - zapytała próbując się zebrać w sobie.
- To dla małej. Tylko tyle powiedziała. Proszę spełnić jej prośbę. Dać to dziewczynce - poinstruował na koniec.

***
2017 rok.

- Babciu, czemu mi to dajesz? - zapytała ruda, piegowata dziewczynka.
- Mamusia chciała, żebyś to przeczytała. Idziesz do szkoły. To ważna chwila i sądzę, że idealna byś to przeczytała - odpowiedziała jej staruszka.
- Mogę czytać na głos? - spytała wahając się.
- Oczywiście. Przeczytajmy razem. Co ty na to? - zaproponowała kobieta podnosząc dziewczynkę na kolana. Ta kiwnęła twierdząco głową i zaczęły razem.
- "Można wiele o mnie powiedzieć..." - zabrzmiały dwa kobiece głosy w Norze...



niedziela, 21 września 2014

Rozdział VII "Spojrzenie"

Taki to rozdział. Krótki i nudny. Ale nie zniechęcam. Przeczytajcie i sami oceńcie.
Błędy są, ale niestety siła wyższa działa na moją niekorzyść. :c
Z góry oświadczam, że rymować nie umiem, więc nie bijcie za coś, co miało być właśnie rymowane, ale nie wyszło...

Rozdział VII "Spojrzenie"

***
Wielka Sala, 16 września

Kolejny raz wszyscy spotykają się w Wielkiej Sali. Standard, bo przecież jedzą tu wszystkie posiłki, ale zawsze, gdy coś się dzieję to chwila ta jest wręcz wyczekiwana. Uczniowie, których dotyczyć będzie rywalizacja o wyjazd szczególnie. Dostali wiadomość, że po śniadaniu mają pozostać w sali i czekać. Wtedy dowiedzą się, co będę robić. Jedni stresowali się bardziej, inni mniej, ale wszyscy jednakowo byli podnieceni całą sytuacją. Nie będzie ulg, każdy z nich jest zdeterminowano do tego, aby wygrać. Przemówienie dyrektora o sprawach organizacyjnych, jedzenie, jak i czekanie, aż nieproszeni wyjdą... Można stwierdzić, że na prawdę trwało to w nieskończoność. Ile można czekać!? Długo. Nawet bardzo. Na wszystko jest odpowiednia pora. Nadeszła, więc i ta.
- Witam was. Zdaję sobie sprawę z tego, że czekaliście na ten moment trochę czasu. Więc przejdę do rzeczy. Zadanie wyda się wam banalne, ale kiedy je przeanalizujecie je, okażę się, że macie z nim niemały problem. Właśnie w tej chwili nauczyciele rzucili na was Zaklęcie Milczenia. Otrzymacie koperty, a w nich pytanie. Nie możecie z nikim o nim rozmawiać, a raczej wiecie dlaczego. W końcu zaklęcie nie nazywa się tak bez powodu. Macie 24 godziny. Nie musicie iść na lekcję. Poświęćcie ten czas na pracę. Jutro każdy z was odpowie mi osobiście. Do widzenia - umiłowany dyrektor ostatnim czasem stracił chyba swój zapał do okropnie długich przemówień. Może to i lepiej dla nich. Uczestnicy szybko się zwinęli. Praktycznie każdy w swoją stronę. Nie licząc Sary i Cepheusa, którzy z dziwnymi uśmiechami opuścili to pomieszczenie ramię w ramię.

***
Korytarz, 16 września

Uczniowie zaangażowani w przedsięwzięcie zniknęli, ale przecież Hogwart nie jest taki mały. Po korytarzach błąkają się różni ludzie. Czasami Merlin płata figle i wywołuję przypadki takie, które są po prostu nie do uwierzenia. Wiele opcji pośród zawiłych schodów, a mimo to da się spotkać kogoś, kogo wcale dana osoba widzieć nie chcę. Carina już kolejny raz przeżywam taki niechciany losowy wypadek. Niby to spokojnie i zwyczajnie idzie przed siebie i bam! Jej spojrzenie spotyka się z tym Olivera. Jedno długie zetknięcie się ich oczy, a tyle emocji. Dlaczego to właśnie im się to przydarza? Któż to tam wie. On raczej jest zadowolony z szans jakich dostaję, ale ona... szkoda mówić. Nie oczekiwała przecież od życia tak wiele. Ponoć zapominanie jest proste, kiedy unika się źródła wspomnień. Szkoda tylko, że owe źródło biega za nią. Wydawać się może, że nawet śledzi. Robi to jeszcze z okropnie szczerym i uroczym uśmiechem. Dodajmy do tego nieustającą nadzieję w oczach i oto Carina czuję się podle, choć nie ma ku temu żadnego powodu. Dobra, nie chcę mu wybaczyć, ale przecież Ślizgoni są z natury zbyt dumni na taki czyn. Może nie wszyscy, ale znaczna część.
- Hej - powiedział do niej niepewnie. Nie ma, co się dziwić. Usilnie zbywała go i próbowała przerwać jego próby. Ale był Puchonem, który wie, co to ciężka praca. Tak szybko się nie podda.
- Cześć - stwierdziła i czekała na jego odpowiedź. Powinien kontynuować, taki już był. Ale tego nie zrobił. Stali sobie i patrzyli na siebie. On jednak milczał. To z kolei, również ją zirytowało. Jak to? Tak łatwo sobie odpuścił? Już? Nie chciała jego uwagi, księga zamknięta, lecz... bolało. Taki pies ogrodnika. Nie podzieli się, ale innym też nie da. Do głowy przyszła jej nawet wizja jego z inną. Nie, nie, nie. To było niedopuszczalne nawet w wyobraźni. Zachłanna i niezdecydowana. Oliver wygrał małą bitwę. Odejście bez słowa to nie jej styl, a jeśli on nie ma zamiaru zacząć to ona musi.
- Chcesz coś? - pytanie było suche, ale w środku tylko ona jedna wiedziała ile się dzieję.
- Wszystko, co chcę, właśnie się dzieję. No prawie... - odpowiedział jej i poprawił kosmyk jej włosów, który opadł jej na twarz. Przeżyła prawie palpitację, kiedy jego dłoń delikatnie zetknęła się z jej policzkiem. Gęsia skórka pojawiła się natychmiast. Masz Ci los...
- Mamy zupełnie inne pragnienia - Świetnie. W taki sposób z pewnością dojdą do kompromisu.
- Może - I wbrew jej wszystkim scenariuszom on po prostu odszedł.
A ona została sama na środku korytarza, nie widząc już, czego tak na prawdę chcę.
Jest - źle. Nie ma go - jeszcze gorzej.

***
Pokój Wspólny Slytherin'u, 16 września

Różne umowy mają zawsze haczyki. Niespotykanym jest, by nie odnaleźć jakiegokolwiek kruczka w całości. Cepheus i Sara osiągnęli wysoki poziom w ułatwianiu sobie życia. Niby nie jest to do końca sprawiedliwe, ale też nikt nie zarzuci im oszustwa. Zasady to zasady, a co nie jest zabronione, jest dozwolone. Dotarli do pokoju wspólnego i usiedli przed sobą na fotelach, trzymając w dłoniach swoje zadanie. Widać było od razu, że mają wykombinowany plan idealny.
- Na trzy? - zapytała Sara.
- Raz - stwierdził z uniesioną brwią.
- Dwa - wyszeptała. wtórując mu tym samym.
- Trzy - powiedział głośniej i oboje, niemal równocześnie rozerwali koperty. Machinalnie zaczęli zagłębiać się w treść.

"Wiele magicznych substancji na świecie jest. Magicy, alchemicy, profesorowie i zwyczajni magowie, wszyscy się głowili. Jaka substancja zwalczy wszystkie niedole?"

Chłopak tuż po zakończeniu lektury chwycił pergamin i pióro.
Tak, to był ten genialny pomysł na złamanie reguł, wcale tego nie robiąc. Przecież mowa była zaledwie o rozmawianiu. Zapisał, co miał i podał jej swoje spostrzeżenia.

"Chodzi o Kamień Filozoficzny. Co prawda nikt go już nie uzyskał po Flamelu, ale taka substancja istnieję. Ponad to w końcu losy Alchemii ściśle wiązały się właśnie z tą substancją. A z tym łączy się cała konferencja."

Sara jednak szybko zauważyła jego niedopatrzenie, W sumie jakby się tak dobrze zastanowić to łatwo dostrzec, że stanowią niezłą ekipę. Biedni wszyscy, którzy obecnie głowili się w samotności kiedy oni mogli na spokojnie pracować. W końcu, co dwie głowy to nie jedna.

"Zbyt oczywiste - to po pierwsze, a po drugie Kamień Filozoficzny może tylko przedłużyć życie, albo zamieniać w złoto. Żadnego innego zastosowania nikt jeszcze nie opracował. Moim zdaniem chodzi o coś tak silnego, co może zniszczyć wszystko."

Okazuję się jednak, że nawet i on może się mylić. Co więcej, wciąż nie mieli właściwej odpowiedzi.

"No to zadajmy sobie teraz pytanie. Co jest w stanie pozbyć się wszystkiego?"

Księżniczka kombinowała jakąś chwilę. W końcu nie od wczoraj chodzą do szkoły. Musi pamiętać tak silną substancję. Nagle zapaliła się nad nią żaróweczka. Przecież to oczywiste!

"Horkruksy! Pamiętasz w tej książce Granger? Ona sama zniszczyła jednego, właśnie tą substancją!"

I wszystko powinno pięknie grać. Odpowiedź, kiedy została mu podpowiedziana, sama się nasunęła i Cepheusowi. Szkoda tylko, że dobre piosenki nie zawsze pasują do wszystkich sytuacji.

"Jad bazyliszka. Fakt, dzięki temu można pozbyć się wszystkiego. Masz jednak w tej teorii małą lukę, która niszczy jej prawdopodobieństwo."

Tak oto i ona została odesłana ze swoimi pomysłem. Domyśliła się jednak o co mu chodzi. Jak widać historia to na prawdę istotna dziedzina. A ponoć kiedy chcesz kontynuować Eliksiry to tylko one się liczą. Co za brednie.

"Łzy feniksa, które uratowały mojego pradziada! Są silniejsze od jadu bazyliszka, czyli największej trucizny. Nie ma już nic mocniejszego, co wygrałoby z tymi łzami."

I tak oto chociaż ta dwójka wywalczyła sobie, mało uczciwie, ale jednak, wyjazd do Kairu. Cepheus wstał i podniósł Sarę z miejsca. Nosił ją po pomieszczeniu i zaczął szeptać: Widzisz? Powiedz, że nie jesteśmy fajną parą. Co gorsze, nie powiedział tego dla zakładu, ani w sensie takim, jak ona to odczuła. Znowu. Na prawdę lubił z nią współpracować i tyle, a wyszło, jak wyszło.

***
Pokój Wspólny Gryffindor'u, 17 września

Według przyjętego założenia, ludzie powinni z wiekiem mądrzeć. Istnieją jednak wyjątki, potwierdzające regułę. Jerome i Matthew bardzo wyczerpująco starają się żyć jako te wyjątki. Kolejny raz zbierają się, by stworzyć jeden z "genialnych" planów. Ciężko uwierzyć, że to wszystko tak wygląda. A ponoć młodzieńcze lata to te najspokojniejsze. Ludzie mówią debilne rzeczy, nie sprawdzają ich, a potem jeszcze mają czelność opowiadać jakieś mądrości wyssane z palca.
- Bardzo podoba mi się ta opcja - Matthew na wszystko dawał przyzwolenie, każde zdania i pomysł Jerome'a jest świetny i w ogóle idealny. Jak można robić z siebie takiego błazna i marnować sobie życie? Otóż odpowiedź jest prosta. Jak człowiek nie ma nic to bardzo łatwo przyjmuję wszystko.
- I świetnie. Rankiem Ślizgoni będą mieli bardzo przyjemny początek dnia - No, bo kto inny miałby być ich celem?
- Tak. Obślizły jak oni sami - dodał jeszcze drugi.
Tak to właśnie się dzieję w szkole. Wrogiem możesz zostać nawet jak się o to nie starasz.
Efekt domina. Jedno pchniesz i wszystko leci.

***
Gabinet dyrektora, 17 września

Wchodzili kolejno za dosyć spore drzwi. Niby nic, ale to tam ważyły się ich losy. Jedni wchodzi jak na ścięcie, a drudzy bardzo pewni siebie, niczym pawie. Wszyscy zaś wychodzili jednakowo. Z oczekiwaniem wymalowanym na twarzy. Bardziej lub mniej, ale jednak widać było, że coś się tam kryję. Czekali jakieś 10 minut, więc nie było wielkiej tragedii. Do tego całość była dosyć dziwna, bo po tym czasie wyszedł jak gdyby nigdy nic dyrektor i stwierdził, iż dowiedzą się dopiero jutro, kto pojedzie i kompletnie nie ma pojęcia, czemu jeszcze tam czekają.
Nie było żadnego uzasadnionego powodu, by im nie powiedział, ale ten człowiek po prostu uwielbiał dobre widowiska. Budowanie napięcia, wzbudzanie ciekawości. Czemu, by nie?
Jednak w sumie nie zmieniało to wiele. Ci, którzy byli pewnie swojej odpowiedzi to i tak byli. Nie ma w tym głębszej filozofii.

Przecież mogą się tylko pomylić i stracić szansę na okazję życia.
Nic wielkiego, prawda?

Najwięcej zdradziło spojrzenie tego człowieka, bo może i nieświadomie udzielił im odpowiedzi.
Usta mogą kłamać, ciało zaprzeczać, ale oczy zawsze są szczere.
Nad tym nikt nie ma kontroli.

niedziela, 14 września 2014

Rozdział VI "Ukryta wiedza"

Klawiatura buntuję się co raz bardziej, ale nie będę narzekać, bo i tak cudem jest fakt, że jeszcze działa. Z tego względu za błędy przepraszam, a i zapraszam serdecznie was do czytania. Dosyć krótko, ale muszę tak podzielić zdarzenia. Liczę na to, że rozumiecie. :)

Rozdział VI "Ukryta wiedza"

***
Biblioteka, 12 września

Jakimś cudem udało im się spotkać. Cepheus i Sara mimo wszystko byli ponad pewnymi podziałami, kiedy chodziło o sukces. Razem ustalili, że zaczną się przygotowywać za nim dowiedzą się w jaki sposób szkoła wybierze swoją delegację. Tuż po zajęciach byli jedynymi uczniami, którzy udali się natychmiast do biblioteki. Prócz starszej i nieco przygłuchej bibliotekarki - pani Brown, nikt nie dotrzymywał im towarzystwa. Zbiory tego miejsca z pewnością poszerzyły się na przestrzeni lat.Zostały nawet utworzone działy przedmiotowe, które znacznie ułatwiały poszukiwania, a mimo to odszukiwanie konkretnych ksiąg było uciążliwym zadaniem. Nie ma jednak rzeczy niemożliwych. Zebrali trochę ksiąg. Zaczęli od takich tytułów jak "Tysiąc magicznych ziół i grzybów" Phildy Spore, idąc dalej przez podręcznik wykorzystywany podczas całego okresu edukacji "Magiczne wzory i napoje" Arseniusza Jigger'a, aż do "Eliksirów dla zaawansowanych" Libacjusza Borage. Zajrzeli także do dzieł nawiązujących do pochodnej sfery ich dziedziny. "Eliksiry i ich zastosowanie w Uzdrowicielstwie" Draco Malfoy'a, czy też "Tajemnice mikstur leczących" Eleonory Lovegood. Swoją przygodę ze studiowaniem ksiąg postanowili zakończyć na historii. Podręcznik leżący przed nim nosił tytuł: "Od stworzenia różdżki, aż po II Bitwę o Hogwart", autorstwa Hermiony Granger. Księga o dość dużym (ogromnym!) rozmiarze była wertowana przez chłopaka, który po 5 godzinach sporządzania notatek i powtarzaniu składu Wywaru Żywej Śmierci, Eliksiru Wielosokowego, Amortencji, Felix Felicis miał dość. Z dziewczyną było podobnie, ale zachowanie jej towarzysza tylko wyprowadziło ją z równowagi, mimo, że miał prawo tak się czuć.
- Możesz przestać bawić się tymi stronami? - wychrypiała na niego ze złością. Doigrał się. Nie dość, że oboje są pół żywi to teraz jeszcze się pokłócą.
- Oczywiście Księżniczko. Problem w tym, że jak przestanę to zmusisz mnie do czytania kolejnej rzeczy którą i tak oboje wiemy, Nawet ten Krukon, który ostatnio dostał punkty na zajęciach nie wie tyle, co my po tym całym czasie. Oddychaj - Może i zmęczeni, ale siły na droczenie się? Zawsze i o każdej porze. Mimo to uległ i zostawił księgę otwartą.
- Jesteś żałosny. Do tego zbyt pewny siebie. Mógłbyś czasami... - zaczęła swój wywód, ale ewidentnie jej wzrok przeniósł się na podręcznik razem z całym skupieniem jaki jej pozostał.
- Co Ci jest? - zapytał zaskoczony. Poszedł jej śladem i pochylił się nad tekstem. Nie dostrzegł jednak na otwartej stronie niczego ciekawego.
- Mi nic. Za to ta biblioteka ma jednak swoje tajemnice - mruknęła do niego unosząc jedną brew ku górze. Wreszcie coś ciekawego po całym dniu nudy!
- Oświeć mnie - zaproponował. Lubił podchody z nią, ale kiedy widział ten błysk to już miał pewność, że musi się coś za nim kryć.
- "Albus Dumbledore, jeden z dyrektorów Hogwart'u (więcej informacji na stronie 50) usunął niektóre księgi nawet z Działu Ksiąg Zakazanych, uznając, że pewien zakres wiedzy jest zbyt na pograniczu z czarną magią, a białą. Można spekulować, że właśnie dlatego sam Voldemort miał problemy z odnalezieniem informacji o horcrux'ach. Według oficjalnych informacji księgi te nigdy nie zostały zniszczone ani nie opuściły murów zamku, tylko zostały ukryte. Przykładem takiego utworu jest chociażby dzieło "Tajemnice najczarniejszej magii" nieznanego autora" - wiedziałeś o tym?
- Jasne! Przecież ta książka ma zaledwie 3000 stron i opisuję każdy szczegół od początków dziejów, aż do współczesności. Tutaj jest wszystko. O tym jak kiedyś nie płacono Skrzatom. Rozumiesz? Taka oszczędność! Aż po to, że Gobliny nie miały takie wpływu w Ministerstwie, a raczej żadnego. Mam jeszcze życie prywatne, więc przykro mi, ale nie czytałem tego od deski do deski Księżniczko - a ten dalej brnie w swoje. Chociaż nie da się ukryć, że Sara wiedziała co jest ciekawą informacją.
- Czyli nie. Wystarczyło to jedno słowo, serio - burknęła przewracając oczami. On tak serio z tymi opowieściami? Jakby krótko i na temat się nie dało.
- Nie ważne. Mamy za to coś ciekawego prócz tego Kairu. Ciekawe co ten człowiek mógł chcieć ukryć - Cepheus już czuł aurę tajemnicy i chęci odkrywania w powietrzu,
- Gdzie schowałbyś coś cennego jeśli masz do dyspozycji cały zamek? - To nie było pytanie retoryczne tylko ironiczne pytanie w którym jest do bólu prawdy.
- W miejscu tak prawdopodobnym, że nikt by go nawet nie sprawdził - Czyli, że na trudne pytania są łatwe odpowiedzi? Co za głębia!
- Nie myślisz chyba, że wciąż są w bibliotece? - Wydało się to tak irracjonalne, że... aż dało się odnaleźć w tym racjonalność.
- Dokładnie tak. Tylko gdzie? - Co raz bliżej celu? Średnio. Na razie puste fakty.
- Zakazane, więc pewnie pozostały tam gdzie ich miejsce, ale inaczej. Mogę normalnie chodzić po dziale, ale w dzień kręci się tu jednak pani Loovegood. Jest głucha, ale nie ślepa - Równanie samo się dopełniło.
- Witaj w klubie. Potrzebujemy więc osłony nocy.
- Idealnie, czyli kiedy wybiję północ z 13 na 14, jesteś w Pokoju Wspólnym. Jak nie to idę sama - szybkie dopełnienie zapisu i Sara zdążyła już zniknąć. Chłopak sam zmuszony był do odłożenia sterty i dopiero potem opuścił pomieszczenie,

***
Wielka Sala, 13 września

Uczniowie ponownie tłumami schodzili na śniadanie, bo i to przecież najważniejszy posiłek dnia. Nie było to główną przyczyną, ale rzeczywiście odnaleźli się tacy, którzy głównie przybyli dla zaspokojenia, inni w celach towarzyskich, a jeszcze pewne grono liczyło po prostu na zdobycie informacji o zdarzeniach rozgrywających się obecnie w szkole. Jak kto woli, dla każdego, coś dobrego. Albo złego, bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Taka na przykład\Carina męczyła się z odnalezieniem miejsca tak dogodnego, by nie musiała widzieć bezpośrednio grona pedagogicznego, a raczej jednego, konkretnego nauczyciela. Matthew i Jerome liczyli na miejsca idealne do obserwacji przez co zajmowali się przesiadaniem młodszych Gryfonów,. Aiden zasiadł w separacji i przyglądał się jednemu ze stołów śledząc poczynania pewnych osób. Hope i Rain... oni debatowali o istotnej sprawie.
- Ale nie jesteś nawet ciekawy na jakiej zasadzie zostaną wybrani? - zapytała z wyrzutem dziewczyna. Nie rozumiała, co takiego powstrzymuje jej przyjaciela.
-  Jestem, ale nie będę wśród nich - odpowiedział jej pewnie i do tego z uśmiechem. Z UŚMIECHEM! Czy on potrafi tego nie robić?
- Musisz! Kiedy się starasz jesteś na prawdę świetny. Masz okazję zobaczyć kawałek świata i do tego pokazać jaki jesteś dobry. Proszę Cię, spróbuj! Dla mnie? - Zależało jej tak bardzo, żeby choć raz zrobił coś dla siebie. Tak powinno być, przecież nie są zlepieni ze sobą. A on musi odpocząć od niej i jej problemów.
- Na prawdę tego chcesz? - Konflikt interesów. On za bardzo bał się, że będzie sama. Nie miał serca jej tak zostawić. To jak rodzeństwo, starsze nie zostawi młodszego w środku lasu. Przynajmniej to dobre, a oni właśnie takim są.
- Chcę. Proooszę - przeciągnęła drugie słowo, by pokazać mu chyba, że na prawdę jest w niej to dziecko za które ją ma. Czyżby telepatia?
- Dobra, spróbuję, ale niczego nie obiecuję - mruknął zrezygnowany. Nie potrafił jej odmawiać, niech to szlag.
- Dziękuję! - pisnęła tylko i przytuliła go z radością.
Zaś Centaurus polował wzrokiem na swoją lubą, lecz nie udało mu się jej odnaleźć. Miała już towarzystwo Cepheusa. 1:0, ale gra trwa dalej. Choć w praktyce nie wynikało z tego wiele, gdyż dyrektor zaczął kolejną przemowę. Powinni się cieszyć, czy płakać?
- Kolejny raz przychodzę do was z wieściami! Dogadaliśmy się w sprawie Międzynarodowej Konferencji Alchemików w Kairze. Opiekunowie domów wybrali po 5 osób z każdego i to oni wezmą udział w specjalnie przygotowanej selekcji. Będzie to zdanie sprawdzając umiejętności. Wybrańcy otrzymają do końca dnia sowy z dalszymi informacjami, Życzę powodzenia i miłego czekania moi mili, a także dnia - krótko i na temat, co rzadkie było dla tego człowieka. Niby tak niewinnie, ale sala żyła tymi zdaniami prze najbliższe godziny.
Potem Ci którzy mieli, otrzymali sowy.
Nie było większego zaskoczenia jeśli chodzi o zaproponowanych, a niektórzy nawet zrezygnowali, co dopiero było niezwykłe.
Przykładem takiego zachowania był Aiden, który odmówił udziału. Wiele osób było na niego wściekłych za taki postępek, ale każdy ma swoje powody i motywacje.

***
Pokój Wspólny Slytherin'u, Biblioteka i korytarze, 14 września

Punktualność to oznaka dżentelmena? Jeśli tak to miał szczęście, Plus tym razem nie zarzucał płachty na byka. Był spokojny i czekał co Sara zaproponuję. W końcu nie będą się szlajać bezsensu, kiedy wpaść może na nich jakiś nauczyciel. Zaklęcie kameleona jest przewidywalne, eliksiru nie zdobędą.
- Gratuluję Ci, właśnie zdecydowałeś, że bierz udział w Kółeczku Maniaków Czytania i przeprowadzasz napad na bibliotekę. Plan jest krótki. To jest Mapa Huncwotów, pamiątka po moich przodkach i niezwykły dar, który pomoże nam uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji. Piśniesz komuś słówko, że jestem w posiadaniu tego, a pożałujesz. Tak więc bez zbędnego tłumaczenia - przyłożyła różdżkę do pergaminu i powiedziała: Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego. Cepheus wpatrywał się to w nią to na mapę. Uznał je za dzieło. Dokładnie wiedzieli, którędy przechodzą nauczyciele, a nawet.., uczniowie. Szkoda, że nie mogą ich ostrzec. Chociaż nie, sami są głupcami skoro się podkładają. Natomiast oni podążają bezpiecznie korytarzami.
- Księżniczko, teraz dopiero zapunktowałaś - szepnął jej do ucha, a jej odruchem było natychmiastowe odsunięcie się. Przeszedł ją dreszcz od jego dziwnego tonu i poczuła dyskomfort. Co go naszło? Po nim nie spodziewała się... no właśnie, czego?
- Świetnie. Za to teraz wchodzimy - no i jak powiedziała, tak i byli. Bezproblemowo dostali się do Działu Ksiąg Zakazanych. Co dalej? Tutaj trop się urywał. Krążyli po tej części z różdżkami i poćwiczyli sobie zaklęcie Lumos dość porządnie w tym czasie. Trochę czasu na to poszło i mogli zgodnie stwierdzić, że szukają bezcelowo. Ani nie wiedzą czego, ani jak. Co za paranoja. Wewnętrznie czuli, że powinni wrócić, ale oboje są zbyt dumni na przyznanie, że popełnili\błąd i zmarnowali czas. Więc dalej szukali i szukali. A kto szuka temu dane będzie znaleźć.
Dziewczyna przejeżdżała czysto przypadkiem po listwach ściany. Poczuła pod palcami wyżłobienie. Czyżby jakiś trop?
- Spójrz! - krótka informacja-rozkaz, a on już ukucnął i opierał się dłońmi o jej ramiona.
- Widziałam to już. Znak Insygniów Śmierci - dodała szybko, widząc, że ten chcę już mówić.
- Kółeczko Maniaków Czytania właśnie właśnie zyskało na swoje konto jedną udaną akcję - stwierdził i uśmiechnął się na swój sposób. Krzywo i dziwnie, ale Sarze wydało się to nawet fajne. Usiadł na podłodze i wyciągnął listwę. Gdy to zrobił podłoga zaczęła się rozsuwać w okolicach listwy. Schody.
- Jako, że jestem mężczyzną to muszę chronić damę w opałach. Idę pierwszy, Księżniczko - zadecydował za nich oboje i zaczął schodzić na tyle szybko, że dziewczyna musiała go doganiać.
Gdy dotrwali do końca zobaczyli przed sobą około 5 okropnie zakurzonych półek, w pomieszczeniu pełnym linek, które pewnie w przeszłości były białe. Dało się jednak z daleka odczytać ciekawe tytuły. Trafili w 10. "Czerń w bieli", "Zakazane ważenie"...
- Chyba się udało, ale wrócimy do tego kiedy indziej. Będzie trzeba zabrać się za to w chwili, gdy będziemy wyspani i pełni sił.
- Czyli po wypadzie do Kairu - stwierdził z pewnością i znowu pokazał swój krzywy uśmiech.
Wrócili do góry po tym bez słowa, a listwa po ich wyjściu sama wróciła na swoje miejsce. Mogli spokojnie opuścić bibliotekę. Wyszli na korytarz. Tym razem to Cepheus pilnował Mapy, a Sara odpowiadała obrazom, które narzekały na ich nocną eskapadę.
- Księżniczko, szukaj schronienia - zakomunikował chłopaka z lekką niepewnością.
- Co jest? - zapytała i obejrzała się na Mapę Huncwotów. W ich stronę szedł Oliver. Cholera. Musieli szybko coś wymyślić, a nie mieli innej już drogi. On zaś był tuż za zakrętem i kierował się w ich stronę.
- Wybacz, że to robię, ale... - nie dokończył i pochwycił ją szybko zamykając ich razem w schowku. Pewnie krzyknęłaby gdyby nie to, że zakrył jej usta dłonią.
Oliver przeszedł korytarz, nawet nie podejrzewając, że pewni Ślizgoni kryją się za drzwiczkami.
Wyszli dopiero, kiedy mieli pewność co do bezpieczeństwa.
- Nienawidzę Cię - mruknęła tylko i szła dalej przed siebie.
- Nienawiść i miłość to bardzo bliska rodzina - odpowiedział jej tylko.
To była druga droga. Natomiast jaka owocna podróż! A ponoć z łamania reguł nie wynika nic dobrego, pff...


niedziela, 7 września 2014

Rozdział V "Wypadki losowe"

Udało się! Mam nadzieję, że będzie dobrze. Rozdziały będą pojawiały się prawie na pewno w weekendy, bo mój plan lekcji nie pozwala nawet na oddychanie. Tak więc niestety, ale tylko taka opcja została. Liczę na to, że przeżyjecie taki układ i będziecie dalej czytać.
Przepraszam także, że dopiero dziś pojawia się rozdział, ale miałam do załatwienia swoje prywatne sprawy, a także, iż jest dużo błędów. Klawiatura jest okropna dla mnie ostatnio...

Rozdział V "Wypadki losowe"

***
Wielka Sala, 10 września

Śniadanie na którym o dziwo pojawili się wszyscy. Co za zaskoczenie, biorąc pod uwagę, że wczorajsza zabawa dla niektórych uczniów była "gruba". Przeżyli, więc jest jakiś postęp. Szkoda tylko, że niektórzy wyglądają jak żywe trupy. Nic się jednak z tym nie zrobi, skoro nocą miało się ciekawe zajęcia. Dzień się dopiero rozpoczął, a już przed niektórymi nowa dawka emocji. Sara siedziała sobie spokojnie przy stole Ślizgonów rozmawiając z Cariną, gdy nagle poczuła przy swoim uchu czyjś oddech. Zdrętwiała i odruchowo sięgnęła po różdżkę, lecz ta sama osobistość złapała ją swoją silną dłonią za nadgarstek.
- Księżniczko, wiem, że rzucasz bardzo dobre zaklęcia, nie musisz ponownie mi tego udowadniać, ale pamiętaj, że się odegram. Miłego dnia - wyszeptał do niej znajomy głos Cepheusa, który po chwili oddalił się, by zająć miejsce kilka krzeseł dalej. Dziewczyna nie miała nic przeciwko temu. Konkurowanie z nim i jego pomysłami mogło okazać się bardzo ciekawe. Kilka osób przyglądało się temu z zastanowieniem, ale szybko odwrócili spojrzenia, kiedy pojawił się kolejny z braci Malfoy'ów.
- Co robiłaś z tym debilem? - zapytał wkurzonym głosem i objął ją w pasie. Co raz bardziej przestawało jej się podobać, że robi z niej swoją własność. Ignorowała jego zaloty do innych dziewczyn, czy też średnio obleśne zachowania, ale miała granicę. Był zaledwie jej przykrywką, a ona\dla niego jakąś zdobyczą. Rozumiała, że mógł się chlubić swoim "osiągnięciem", ale z każdym dniem miała ochotę mu odebrać to. Prócz twarzy nie ma w nim nic wartego uwagi. Nagle przez myśl przeszło tej dziewczynie, że jego brat jest do niego jak\ogień do wody. Oczywiście szybko zaprzeczyła, że Cepheus jest lepszy, ale to raczej z czystej przekory niż uznania faktu.
- Co on robił ze mną. Tak powinno zabrzmieć poprawne pytanie - burknęła wkurzona, Carina patrzyła na to zdarzenie i miała ochotę przekręcić oczami. Jakim cudem ona jest z kimś takim spokrewniona?
- Mów, a nie bawisz się w słowne gierki - odpowiedział jeszcze bardziej władczo niż wcześniej. Osiągnął tym samym skutek przeciwny do upragnionego. Jej się nie kontroluję w ten sposób. Jest uparta i zbyt dumna, by pozwolić sobie na takie traktowanie. Nie musi mu się z niczego spowiadać, a szczególnie z jakiegoś przypadkowego spotkania (dla niej napastowania, ale przecież nie użyję takiego słowa względem niego)
- Nic, co by było ważne. Niech twój braciszek Ci opowie - mruknęła jeszcze bardziej oschle od poprzedniego razu. Zdjęła z siebie jego dłonie i zwróciła się szybko do przyjaciółki.
- Idziemy? - krótko, ale obie wiedziały, że nie ma zbytnio czasu na jakąś kreatywność. Porozumiewały się bez słów i magii.
- Jasne. W końcu czeka nas ciężka lekcja - powiedziała druga i już po chwili były w drodze ku wyjściu, a Centaurs nie miał specjalnej sposobności, by zareagować. Poszukał więc okazji dalej. W końcu to przecież wszystko wina jego brata! Pośpieszył ku niemu i to od niego oczekiwał odpowiedzi.
- Powiesz mi kurwa dlaczego przystawiasz się do mojej dziewczyny? - Nie miał nawet pojęcia, co ten powiedział, o co chodziło, ale dla niego sprawa była oczywista. Mózg niby jest, ale jego ograniczenie przerastało wszystko.
- Pierw ty mi powiesz czemu pukasz jakąś brunetkę, a z tego, co pamiętam to Sara jest blondynką? - Jeden zero dla niego. Centaurus zdębiał po usłyszeniu tych słów. Nie potrafił sobie przypomnieć kiedy ten ich widział. Za to brunetkę, której imienia już nie pamiętał wspominał raczej dobrze. Była chętna, jemu to wystarczyło.
- Nie chcesz iść się jej pochwalić? - zapytał jeszcze wykorzystując chwilę swojego triumfu. Wreszcie zaczął wprowadzać w życie swój plan.
- Jeśli ty, albo którakolwiek z osób, które siedzi przy tym pieprzonym stole powie choć słówko to pożałuje - stwierdził głosem, który na prawdę brzmiał poważnie, o ile to możliwe w jego przypadku.
- Groźby Ci nie pomogą, braciszku - jadowicie odpowiedział\mu drugi, tyle, że z o wiele większym pokładem spokoju.
- Zobaczymy, kiedy dostaniesz po swojej zadowolonej mordzie - Wciąż groźby! Nieprzyjemnie.
- Wiesz, co? Proponuję mały zakład. Nie powiem ani słowa o tym jeśli go przyjmiesz - Szatański plan? Tak!
- Niech będzie - Jak kogoś dobrze pogrążyć? Wejść mu na ambicję. Wtedy masz idealny punkt, by uderzyć.
- Mam cały semestr by ją w sobie rozkochać, a ty, by ją przy sobie zatrzymać. Jeśli spieprzysz powiem jej wszystko, a ty już nigdy nie spróbujesz "wiązać się" z żadną Ślizgonką. Ponad to przyznasz podczas jakiegoś posiłku, że to zrobiłeś - Grubo, i niesprawiedliwie względem Sary, ale akurat w tym starciu chodziło o coś więcej niż o nią. Cepheus planował pogrążyć brata i zrobić przysługę światu. To było ważniejsze.
- Wygram to - stwierdził jedynie i złapał brata za dłoń na znak, że przyjmuję wyzwanie i odchodzi.

***
Klasa Eliksirów, 10 września

Nie żeby ktoś protestował, ale nauczyciel którego zna się to dziwna sprawa. Wchodzić do sali, a przed tobą człowiek z którym niedawno śmiałeś się na korytarzach i wygłupiałeś, jadłeś posiłki i mijałeś między zajęciami. Teraz będzie Cię uczył, oceniał. Świat oszalał. Carina do sali weszła wmieszana w tłum. Usiadła pomiędzy jakimiś Krukonami, których nie znała i prosiła Merlina, by wszystko przeszło spokojnie. Sara zaś weszła do sali ostatnia. A jedyne wolne miejsce było obok Cepheusa. Co za zrządzenie losu. Według niej, bo chłopak bardzo zadbał o to, by właśnie tak się potoczyło. Kiedy wszyscy już siedzieli Oliver zaczął mówić.
- Nie znamy się od wczoraj. Wiecie kim jestem, a co teraz robię również. W skrócie będzie tak, że jak dla mnie możecie mówić do mnie po imieniu, zachowujcie jednak należyty szacunek. Punkty będę odejmował za głupie zachowania, dodawał za osiągnięcia. Nie chcę być tyranem, ale Eliksiry to zajęcia wymagające. Niby już się ich uczyliście i tak dalej, w końcu kontynuujecie je, ale wiem, że przez SUM'y łatwo się prześlizgnąć. Mugol, by się nauczył wymaganego minimum, więc nie czujcie się zbytnio dumni. Z zajęć możecie zrezygnować, ale tylko podczas pierwszego miesiąca, a potem utknięcie tu. Dziś zajmiemy się Eliksirem Wzmacniającym. Nie jest skomplikowany, chyba, że pomylicie jakiś składnik. Wtedy zacznie bulgotać i poplami was. Nic się nie stanie wam, więc bez paniki w razie czego. Osoba, która jako pierwsza uwarzy go poprawnie otrzyma 15 punktów dla swojego domu. Wszystko macie na tablicy, Zaczynajcie - I tak właśnie wszyscy zaczęli zajmować się tym, korzystając z tego, co mieli na swoich stanowiskach. Jakby pechem nie było to, że właśnie on prowadzi zajęcia to Carina miała przyjemność doświadczyć okropnego zbiegu okoliczności. Na jej stanowisku brakowało jednego składnika, co oznaczało, że mu się zgłosić. Świetnie.
- Oliverze, na mojej ławce nie ma specjalnego woreczka podstawowych ingerencji z ziół do tego eliksiru, Czy mogę wyjść do schowka i przynieść je sobie? - zapytała spokojnie powtarzając sobie w myślach: "To tylko nauczyciel, nikt więcej".
- Chodź ze mną. Muszę mieć pewność, że nie zabierzesz niczego więcej, bądź się nie pomylisz. Może nie wysadzą sali niegroźnym eliksirem - Mówił szczerze, a do tego nie mógł przewidzieć gdzie usiądzie. Zwykłe zrządzenie losu. Tak więc weszli do pomieszczenia w którym przetrzymywano szkolne zapasy. Nie było to pomieszczenie specjalnie wielkie, ale też dało się w nim dwóm osobą swobodnie poruszać.
- Proszę - krótko stwierdził i złapał jej nadgarstek, by drugą dłonią włożyć w jej woreczek. Mimo, że już go trzymała, nie puścił jej. Merlinie... za co?
- Puść mnie - Znowu ten ton, jakby cała nienawiść świata miała na niego spłynąć.
- Spotkamy się? Chciałbym porozmawiać - Czy on na prawdę myślał, że może sobie od tak chcieć i dostać to? Cóż, może tak, ale ta dziewczyna wcale nie miała na to ochoty, Nie odchodzi się po prostu i nie wraca potem licząc na czerwony dywan.
- Nie żartuj nawet. Nie mamy o czym - Wciąż dzielnie trzymała się swojej postawy. Wybaczenie istnieję, ale ona sądzi, że nie dla niej.
- Jestem palantem, wiem. Zasługujesz na kogoś kto nie będzie Cię ranił. Nie zmienia to jednak faktu, że nie umiem zapomnieć - Był bliski załamania. To facet, nie czyta w cudzych mózgach i nie rozumie wielu sygnałów.
- Widzi, coś nas łączy. Ja też nie umiem zapomnieć tego, co zrobiłeś - Miała go dosyć. Nie ulegnie mu pod wpływem czegoś takiego. Gdy rozbije się lustro, to resztki idą do wyrzucenia, a nie próbuję się je skleić. Bo nawet scalone jakoś, nie pokaże już tego samego odbicia.
- Ja... - zaczął, ale zabrakło mu słów.
- ... jestem kretynem i właśnie sobie odpuszczam. Tak brzmi poprawne dokończenie zdania. Teraz przepraszam, ale mam zadanie - Tak to się skończyło. Wyszła i zabrała się do pracy. Wiadomo, że nie będzie pierwsza i pewnie w ogóle nie skończy tego eliksiru przez swoje zdenerwowanie, ale chociaż udało się jej zachować twarz. Wróciła miedzy uczniów zwyczajnie i nie dała po sobie niczego poznać. On zaś wyszedł tuż za nią, z mniej przekonującą miną, ale nikt, kto nie wiedział, co ich łączyło nie zwrócił na to uwagi. Czyli większość. Nie licząc Aiden'a, który uważnie mu się przyglądał, jak i reszcie klasy. W sali jednak rozgrywała się jeszcze inna mała bitwa.
Sara skupiała się na swojej pracy w 100%. Każdy szczegół musiał być idealnie wykończony. Eliksiry to dziedzina magii w której nie ma miejsca na pomyłki, co bardzo się jej podobało. Perfekcja. Pewnie byłaby i tym razem najlepsza, gdyby nie fakt, iż Cepheus nagle wrzucił coś do jej kociołka, przez, co substancja zaczęła bulgotać, a na jej szatę wylądowało ich sporo i zostawiło plamy. W napadzie złości uniosła kociołek i wylała resztę jego zawartości na prowodyra. Teraz dopiero będą mieli problem.
- Akurat was nigdy bym o to nie podejrzewał. Pierwsze zajęcia, a wy już zarabiacie szlaban. Dziś wieczorem, godzina 18 jesteście tutaj. Obydwoje. Aiden zdobył 15 punktów dla Ravenclaw'u. A teraz możecie już wyjść - To zdecydowanie nie jest dobry dzień dla nich. Do tego Oliver prosi się o kolejne kłopoty. Oni razem na szlabanie? To oznacza, że zyskają kolejny. Albo nie przeżyją tego spotkania,
- Gratuluję Ci. Właśnie rozwaliłeś mi dzień - Cepheus na to oświadczenie tylko uniósł brew i uśmiechnął się w sposób, który pytał ironicznie "nie cieszysz się?"
- Jeszcze mi podziękujesz - Pinky i Mózg przy jego dziwnych działaniach są słabi w podbijaniu świata.

***
Korytarz przez Klasą Eliksirów, 10 września


Wszyscy rozpłynęli się. Tak bardzo śpieszno im było to tablicy. Czym były tablice? Cóż to magiczny informator na każdy holu. Ułatwia to organizację życia szkoły. Uczniowie sprawdzają kto na jakim roku, gdzie i z jakim domem ma zajęcia. Ponad to ważne informację pokazywały się na niej. Tym razem rzecz była istotna. Nawet Sara i Carina nie miały okazji pogadać o przeżyciach dopiero co zakończonej lekcji, gdyż już zaczynały żyć istotnym ogłoszeniem.

Międzynarodowa Konferencja Alchemików w Kairze!

Od stuleci na tejże konferencji przyznawane były złote medale w dziedzinie zajmującej się prastarymi sposobami na tworzenie eliksirów za wybitne osiągnięcia z Eliksirów i Alchemii. Co więcej debatowano, głosowane i dyskutowano na temat działania pewnych specyfików, przedstawiano nowe rozwiązania i pomysły, najstarsi dzielili się swoją wiedzą z dziedziny Alchemii, a młodsi poszerzali swoje horyzonty o nowe doświadczenia. Alchemia to nie tylko próby znalezienia sposobu na wieczne życie. Ponownie postanowiono reaktywować założenia i ideały tej akcji. Niegdyś uczniowie na dwóch ostatnich latach nauki mogli wybrać te zajęcia. Obecnie wycofano je przez zbyt małe zainteresowanie jednakże nadszedł czas wrócić do korzeni! Może czasy niezwykłego Nicolasa Flamela już minęły, ale nie jest powiedziane, że obecni twórcy kiedyś nie dorównają jego osiągnięciom. Najlepsza młodzież ze wszystkich szkół magii na świecie wezmą udział w tym przedsięwzięciu. Z każdej po 3 osoby wybrane przez grono pedagogiczne danej placówki. Niech podejmą się próby wejścia w przeszłość i ulepszenia przyszłości łącząc znane z nieznanym! Dla na prawdę wyjątkowych uczestników otworem stoi późniejsze kształcenie się w stronę eliksirów i alchemii w Ośrodku Szkoleniowym w Londynie im. Nicolasa Flamela, jedynym ośrodku do którego przyjmowani są osoby tylko i wyłącznie z samymi Wybitnymi! Niepowtarzalna okazja dla młodzieży i ich opiekunów.

Na udział w konferencji zaprasza

Grono zasłużonych medalistów
Międzynarodowej Konferencji Alchemików w Kairze

Tak właśnie wszystkie plany skupienia się poszły w niepamięć. Można wyciągnąć tydzień ze szkoły i zdobyć klucz do późniejszego kształcenia się. Nikt nie może zaprzeczyć, że to okazja. Po Alchemii połączonej z Eliksirami zakres zawodów na przyszłość jest bardzo duża, dlatego nie przyjmują tam byle kogo. Niektórzy odeszli od tablicy zdołowani, inni napełnieni chęcią walki i wysokimi ambicjami. Oto i wielka szansa dla utalentowanych i zawód ogromny dla prostaczków i przeciętnych. W końcu nikt już tam nie został, bo i czekała na nich reszta dnia. Mimo to w szkole ponownie wrzało. 

***
Klasa Eliksirów, 10 września


No i się zaczęło dopiero. Jakby wrażeń było dziś mało to dwójka jakże charakternych osób została zamknięta w klasie i zmuszona do sprzątania jej. Ułożenie ingerencji w kolejności alfabetycznej w schowku, umycie ławek, spisanie braków w zaopatrzeniu, umycie wszystkich kociołków. A to wszystko ma zostać wykonane w zaledwie trzy godziny bez użycia magii. Chyba nie da się załatwić ich gorzej. Początkowo nie rozmawiali ze sobą. Działało to, kiedy czyścili wszystko. Jednak gdy przyszło do porządkowania alfabetycznego... cóż, była to porażka na całej linii i musieli wreszcie się dogadać. 
- Zdejmijmy wszystko, potem będę Ci podawać, a ty układać - zadecydował szybko chłopak. Chyba nie spodziewał się sprzeciwu.
- Czemu niby? Łatwiej byłoby zdjąć tylko to, co jest źle. Mniej pracy - burknęła. Nie robiło to wielkiego znaczenia i tak dadzą jakoś radę, ale sam rozkaz wydany w jej stronę był irytujący.
- Ze Centaurusem też idziesz na łatwiznę, co? On robi z Ciebie puchar i przestawia jak mu pasuję. Wygodny układ, nie powiem, że nie - Kopał sobie bombę i czekał na wybuch. Inteligentnie.
- To nie dotyczy Ciebie, więc nie rozumiem po co się mieszasz - Bomba miała jednak opóźniony zapłon. 
- Mój brat i dziewczyna z mojego domu. Trochę jednak dotyczy mnie - Teraz przecina kabelki, niby przypadkiem, ale jednak nie.
- Nic nie zrobisz. Jesteśmy razem i tyle. Cała filozofia - Wciąż bez wybuchu. 
- Nie powinniście być. Sądzę, że raczej się szanujesz, a część naszego domu już wie, co on robi kiedy jesteście niby w związku - Skoczył na bombę! I wciąż nic.
- Powiesz mi co? I tak to nic nie zmieni, ale nie lubię niedopowiedzeń - Wow! Prowadzili prawie rozmowę. Mimo, że on był saperem, a ona bombą.
- Dowiesz się w swoim czasie. Jednak pierw masz mi coś do udowodnienia. Chyba pamiętasz? - Zmiana tematu, po prostu idealnie. Nikt nic nie wie, ale zawsze warto.
- Tak. Ale nie mam na to czasu. Jest wiele lepszych rzeczy do robienia - stwierdziła tylko i zaczęła sama układać w schowku. Chłopak stanął za nią i kontynuował.
- Na przykład?
- Konferencja w Kairze. 
- Tak? Z wielką chęcią pomogę.

I tak właśnie zaczęły się wypadki losowe, które w większości miejsca mieć nie powinny.
Czasami największe niebezpieczeństwo to wiedza.



piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział IV "Odpuścić"

Rozwiewamy wątpliwości balu i definitywnie kończymy temat. Kto jest kim, a także co dalej się działo. Przepraszam za błędy, ale moja klawiatura umiera powolnie, a jej cierpienie ma wpływ na jakość, niestety. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Rozdział IV "Odpuścić"

***
Korytarz przed Wielką Salą, 9 września

Gdy tylko została wyniesiona z sali poczuła ogromną ulgę. Była roztrzęsiona i wciąż nie docierało do niej, co się wydarzyło. Dlaczego ten chłopak, który niezaprzeczalnie musiał być Centaurusem ją dotykał? To było pytanie, które rozsadzało jej głowę. Szybko jednak uświadomiła sobie, że myślał, iż jest Sarą. Co za idiota, ktoś by powiedział. Nie potrafił rozróżnić ich po kolorze oczu. A ponoć tak dobrze zna swoją Księżniczkę. Mogło się to skończyć o wiele gorzej. Powinna całować po stopach swojego wybawcę. Gdy tylko znaleźli się po za salą, a chłopak ułożył ją na podłodze, zdjęła maskę. Chciała nawet coś mu powiedzieć, ale wyprzedził ją. Nie poszedł jednak jej śladem i wciąż liść okrywał jego twarz. Ona zaś łkała. Ból nogi był nieznośny.
- Z zasady nie mieszam się w żadne spory, ale tym razem byłaś ofiarą całego procederu. Powinnaś uważać na swojego braciszka i jego koleżkę. Nie wspominając już o tym kawałku schabu, Malfoy'u - stwierdził rzeczowym tonem. Brzmiał jak rodzic wkurzony na rozkapryszoną nastolatkę. Jakby było jej winą, że się w to wszystko wpakowała. Dobra, nie potrafiła uderzyć w twarz Centaurusa, ale nie można tego od niej wymagać. Jest niewinną dziewczyną i tyle!
- Hope, mówię serio. Twoje rodzeństwo toczy spory w których nie musisz brać udziału. Masz własne życie i lepiej wyjdziesz, jak się nim zajmiesz. Następny razem nie zareaguję. Dbam o swój spokój, rozumiesz? Powinnaś zrobić to samo, jeśli nie chcesz cierpieć. Martw się o siebie, słoneczko. Odpuść - zaczął mówić co raz spokojnie i pogłaskał ją delikatnie po głowie. Wciąż jednak nie miała chwili, by coś powiedzieć.
- Ej... przestań płakać. Zaraz to naprawimy - stwierdził smutno i złapał ją za nogę. Szybko wyciągnął różdżkę i skorzystał z jakiegoś zaklęcia niewerbalnego. Po kilku chwilach nie czuła już bólu. Płakała tylko dlatego, że była zdołowana.
- Nie wiem, czy Cię to pocieszy, ale według statystyk 75% pierwszych bali to niewypały - rzucił jeszcze, kiedy zobaczył, że po policzkach dziewczęcia wciąż lecą łzy. Taki już był, logiczny. Jak większość Krukonów. Nie dokładnie takiej reakcji Hope się spodziewał, ale ta zaśmiała się słysząc te słowa.
- Dzięki. Rzeczywiście podnosi na duchu - burknęła przerywając śmiech.
- Mnie tak - odpowiedział na to i uniknął jej spojrzenia. Co było nie tak? Patrzy na nią tylko wtedy, kiedy ona tego nie robi. Dlaczego?
- To... dobrze - wymamrotała nie wiedząc co powiedzieć. Serio był, aż taki uczony? Skrukoniał do reszty. O ile istnieje taka przypadłość.
- Rzuciłem dobrze zaklęcie? - zapytał jeszcze. Czy nie wystarczyło spytać, czy boli? Hope nie rozumiała tego, ale wiedziała, że to jest właśnie ta sama wersja tego pytania. Nie myliła się bardzo. Oto mu chodziło.
- Jest w porządku. Nie boli - Po tych słowach uśmiechnęła się do niego. Zdjął nagle maskę. Był trochę dziwny jak dla niej. Nie żeby znała go jakoś dobrze, ale widywała go na zajęciach i w bibliotece. Zawsze milczał, siedział z boku i coś czytał. Po za tym spędzał czas z Rainem. Chyba się przyjaźnią, ale nie mogłaby tego ocenić. Wydawało się jej, że książki są jego przyjaciółmi przed Rainem.
- To dobrze - wyszeptał unosząc jedną brew do góry. Parodiował ją, była o tym przekonana, ale nagle przestał i znów zamknął się w swojej powłoce, usłyszał kroki i odwrócił się. Ktoś przyszedł dotrzymać im towarzystwa.


***
Wielka Sala, 9 września

Chłopak w białej masce szybko przejął\kontrolę. Jakiś czas kołysali się w rytm muzyki, kiedy ta była spokojna, a  innym razem wpadali w szał melodii  żywszych. Czas ten nie był zły. Może z tego powodu, iż chłopak zdawał sobie sprawę, kim jest jego towarzyszka. Jednak wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Dla nich chwilą napięcia wcale nie było wyjście z sali, o nie. To nastąpiło szybciej. Chłopak w białej masce oparł się dłońmi tak, że blondynka nie mogła wyjść. Przechyli głowę w lewo i wpatrywał się w nią. Bardzo lubił chwilę, kiedy jest górą. Zbliżył się do niej nie znacznie i... zaczął mówić.
- Księżniczko zawiodłaś mnie. Spodziewałem się, że znajdziesz sposób na tą śmieszną zasadę - wyszeptał jej w prost do ucha. Jakim cudem on może się odzywać? Ciekawość ją zżerała. Do tego natychmiast rozpoznała ten głos.
Cepheus.
- Ooo. Nie udajesz? Czyli, że mogę mówić Ci wszystko, a to będziesz grzecznie milczała. Wspaniale - rzekł z wyższością. Miał ogromną przewagę w każdym aspekcie. A przecież to ona miała udowodnić, że jest więcej niż "nie najgorsza". Otworzyła usta, a jej klatka piersiowa\podniosła się od oddechu, ale po za\tym nic innego się nie wydarzyło. Nie wydobyła z siebie ani jednego dźwięku.
- Nie próbuj, tracisz tylko siły. Wciąż czekam na te twoje dowody, co do świetności twojej osoby, ale chyba się nie doczekam. Poprowadzę, więc monolog. Co ty na to? Nie ma protestu? Więc zacznę. Może od twojego chłopaka, a mojego brata. Jest mało inteligentny, można rzec. Może nie zauważyłaś, ale dobierał się do twojej bliźniaczki. Nie zwrócił uwagi na istotny szczegół. Masz niebieskie oczy, nie da się ich pomylić z zielonymi Hope. Chociaż chyba jednak się da. Dla niego nie ma rzecz niemożliwych w tym temacie. Dalej muszę powiedzieć takiej damie, jak\ty, że nie polecam związków z nim. Męskie prostytutki mają mniejszą ilość klientów, niż on dziewcząt w swoim łóżku. Serio chcesz się tak marnować? Masz mózg, jesteś inteligentną i piękną kobietą. To okropnie głupie. Na\koniec muszę przyznać, że wcale nie robię tego z dobroci serca. Centaurus sądzi, że zdobył sztukę życia. Zrobił z Ciebie trofeum, a ja nie lubię, kiedy on ma na swojej twarzy uśmiech typu "jestem niczym Merlin". Bardziej zależy mi na tym, by to minęło. Proszę Cię, więc byś zaniechała spotkań z nim. Jeśli nie liczysz się z moim planem co do wkurzenia brata to... - przerwał\na chwilę i przyciągnął ją do siebie, kiedy chciała uciec.
- Niegrzecznie tak przerywać. Słuchaj dalej, bo to już prawie koniec. Powinnaś wziąć pod uwagę fakt, że Jerome zabiję go kiedyś właśnie przez to. Wiem, że nie kochasz mojego jakże "genialnego" brata, ale na swoimi musi Ci zależeć choć odrobinę. Teraz grzecznie pójdziemy zatańczyć i wyjdziemy - To nie było pytanie. Czysty rozkaz wypłynął z jego ust i został wykonany. Przeżyli jeszcze jeden taniec, a potem opuścili salę. Kto, więc z bardziej znanych osób pozostał? Jerome i Matthew zniknęli tuż po zrealizowaniu planu, ale ich cel wciąż tam był. Centaurus oblegał stół, gdzie mógł utopić swoje smutki. Sam pozbył się dwóch butelek "Ognistej", więc nie było za dobrze. Zgubił jednak swoją blondynkę, a w tamtym stanie nawet nie pamiętał o niej i nie pomyślał ani razu. Lekko zataczając się wyruszył ku wyjściu.

***
Korytarz przed Wielką Salą, 9 września

Dwie pary oczu wpatrywały się w nadchodzącego Rain'a. Chłopak szukał po sali swojej przyjaciółki przez jakiś czas. Nie miał pojęcia o zajściu, więc gdy ujrzał tę dwójkę był bardzo zaskoczony.
- Hope? Co się stało? Przepraszam, że mnie nie było. Szukałem Cię przysięgam! - tłumaczył się przerażony. Bardzo zmartwiło go to, że znalazł ją po za salą. Mieli się bawić, spędzić dobrze czas, a tu takie coś.
- Ogarnij ją chłopie. I zaprowadź bezpiecznie. Miała sporo wrażeń, ale żyje - powiedział i poklepał go po plecach wybawiciel\dziewczyny.
- Dzięki Aiden. Nie wiem co się wydarzyło, ale... dobrze wiedzieć, że przy niej byłeś. Dobre ręce, a nie spodziewałbym się tego - Na prawdę mu ulżyło. Miała szczęście, że trafiła na niego, a on chciał jej pomóc. Z zasady takie zaangażowanie nie było w jego stylu, Rain to wiedział.
- Jasne, jest za co i cześć - machinalnie mówił ten drugi, a po chwili wstał i poszedł w swoją stronę.
- Aiden... jeszcze raz dziękuję - powiedziała jeszcze Hope widząc, że ten ich opuszcza. Ciemnowłosy jednak nie odpowiedział.
- To świetny człowiek. Dziwny, ale świetny. Bardzo inteligentny. Słoneczko... dasz radę wstać? - odezwał się do niej nagle Rain.
- Tak, nic już mi nie jest. Idziemy? - uśmiechnęła się do niego i podniosła się.
- Ja idę, ty masz dziś darmową podwózkę - powiedział, mrugnął do niej i wziął na barana. Taki już był. Uznawał, że rozweselenie to najlepsza broń.
- Uwielbiam Cię mój dzielny koniu - żartobliwie szepnęła łapiąc go mocniej.
- A ja uwielbiam mojego rycerza nadziei - stwierdził nawiązując do znaczenia jej imienia. Potem skręcili i opuścili korytarz przed Wielką Salą. Pojawił się po nich na tym samych korytarzu kompletnie pijany Centaurus w towarzystwie równie pijanej brunetki. Oni jednak szli w innym kierunku, niż tamta urocza parka.

***
Wielka Sala, 9 września

Par ubywało z różnych przyczyn, ale nic na to się nie poradzi. Jedni pijani, a inni zmęczeni. Wciąż jednak ktoś tam był w sali, więc zabawa trwała. Dla takiej Cariny na przykład, również. Zgodnie z przewidywaniami jej najlepszej przyjaciółki, nie odnalazły się. Nie był to jednak taki ogromny problem, ponieważ znalazła sobie towarzysza. W końcu tamta druga zrobiła to samo, więc kto by narzekał lub się kłócił? Było świetnie, a jej towarzysz, nieco wyższy od niej był czarujący. Zabawne, bo nie może nawet powiedzieć kim jest. Nie rozpoznała go, bo maska ukrywała jego twarz. Nie rozpoznawała także po oczach, więc żyła w błogiej nieświadomości, aż do końca. Wszyscy zaczęli wychodzić, zostali tylko oni. Jak to? Przecież musi zostać, choć jeden nauczyciel, by wszystko ogarnąć... I wtedy uświadomiła sobie prawdę. Oliver. Miała ochotę porzucać Niewybaczalnymi. Ten machnął różdżką i zdjął maskę, jakby nic się nie wydarzyło.
- Możesz już mówić - powiedział\lekko i uśmiechnął się do niej. Przez myśl przeszło jej tylko jedno słowo: "dupek".
- Jak mógł pan, panie profesorze? - zapytała zimno. Niech sobie nie myśli, że przez fakt, iż jest dzieckiem będzie się darła. Może pomarzyć. Będzie go nękała tak, aby zabolało.
- Oliver, Carino. Mów mi po imieniu - odpowiedział na to łagodnie. Opanowanie, jakże to piękne w takiej sytuacji.
- Dyrektor mówił coś innego, profesorze. Jestem przykładną uczennicom - ciągnęła dalej, choć w środku miała ochotę coś zniszczyć. Najlepiej faceta, który stał przed nią.
- Nigdy nie byłaś. I nie będziesz. Przyznaj, że było fajnie. Tylko tyle. Spędziłaś miło czas i podobało Ci się to. Wiem to. Potrafimy przebywać ze sobą i jest dobrze - Wierzył w to. Szkoda tylko, że nie da się wierzyć za dwoje.
- Było, bo nie wiedziałam, że to ty - Ukuło troszkę. Nie miał pojęcia co zrobić, by zapomniała.
- Więc zapomnij. Zaczniemy od nowa - Walczył o każdą chwilę. Walczył o nią. O nich.
- Niech pan przestanie, panie profesorze. To niestosowne - odpowiedziała kierując do niego najbardziej puste spojrzenie na jakie było ją stać.
- To co zrobię teraz będzie niestosowne i nie przystoi żadnemu nauczycielowi - stwierdził. a ona nim zdążyła zareagować poczuła na swoich ustach jego wargi. Nie żeby było to złe, ale... To miała być przeszłość, ona nie jest zabawką, którą można odłożyć na strych, a w razie potrzeby wyjąć. Z czystą nienawiścią odepchnęła go i uderzyła otwartą dłonią w twarz. Potem wybiegła zostawiając go samego z tym całym syfem moralnym, jaki i na sali.

***
Korytarze Hogwart'u, 9 września

 Wbrew oczekiwaniom Cepheusa dziewczyna zadał pytanie zupełnie inne, niż to o którym myślał.
- Odprowadzisz mnie? Spędziłam miło czas nie licząc twojego napastowania mnie - powiedziała ze swoimi standardowym uśmieszkiem. Niezawodna Sara, zawsze profesjonalna.
- Oczywiście. Zrobię to z wielką chęcią - odpowiedział lekko zaskoczony. Powinna wrzeszczeć za jego zachowanie, albo załamać się co do swojego chłopaka. Nagle dotarło do niego, że ona to wszystko wie. Dlaczego, więc to ciągnie? Ciężko było mu odpowiedzieć. Jak widać pozostaje mu sporo pracy. Szli przez korytarze, aż w pewnym momencie dotarły do niego dwa słowa.
- Petrificus Totalus - stwierdziła Sara, a potem chłopak wpadł prosto w jej ramiona. Ułożyła go w ciemniejszym koncie, pogłaskała po policzku i zaczęła dalej mówić do unieruchomionego towarzysza.
- Kochanie zapamiętaj, że mnie się nie ogranicza. Sama decyduję o sobie, a ty bardzo nie ładnie się mną bawiłeś. Jeśli nie będziesz grał fair to i ja nie. Ślizgon to Ślizgon, dobrze przecież wiesz. Do zobaczenia jutro - Tylko tyle. Powiedziała i poszła dalej sama, a on leżał i czekał, aż działanie zaklęcia minie. Dziewczyna jednak nie mogła wiedzieć, że dała mu świetny powód do męczenia rodzeństwa. Na korytarzy pojawił się Centaurus z jakąś brunetką. Świetnie! Przez chwilę podobało mu się to. Będzie miał go czym męczyć, a i jej wypominać. Radość ta\trwała jednak krótko. Chłopak zaczął wraz ze swoją towarzyszką zachowywać się... co najmniej niepoprawnie. Było to obrzydliwe, a on mógł jedynie zamykać oczy. Co za pech. Słuchał ich jęków... Nagle jednak zrobiły się cichsze. Tracił słuch? Nie. Zamknęli się w schowku na miotły. Merlin zlitował się nad nim. Zdążyła wrócić mu władza nad własnym ciałem za nim oni opuścili tamto pomieszczenie. Cicho zebrał się i ruszył do lochów. Będzie miał\sporo do zrobienia w przyszłości. Odegrać się na blondynce, bracie, a także doprowadzić pierwszą wspomnianą do szału i przyznania się, że Centaurus to po prostu kutas jakich mało. Takie to piękne życie w murach tego zamku.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział III "Znane nieznane"

Nie przedłużając zbędnie powiem tylko tyle, że jestem ciekawa waszej reakcji na ten rozdział, a także tego, czy uda się wam odkryć, kto kryje się pod maskami. ;)


Rozdział III "Znane nieznane"

***
Wielka Sala, 2 września
Cała szkoła żyła nadchodzącym balem, nawet jeśli byli za młodzi, by się na nim pojawić. Wszyscy wyczekiwali tego dnia. Pragnęli poznać tajemnicę balu, sposoby na złamanie zaklęć. Nauczyciele jednak milczeli, a Prefekci żyli w nieświadomości. Tym samym domysły, plotki i inne tym podobne sprawy były na porządku dziennym. Jeszcze większe zamieszanie wywołane zostało ogłoszeniem dyrektora podczas śniadania. Chyba usilnie pragnie się wywołać jeszcze większe zamieszanie wokół "Cichego Maskowego Balu". Uczniowie, którzy wybierają się na tę imprezę mają jeszcze więcej rzeczy do rozgryzienia. Jak tam niby funkcjonować? Co zrobić? Jak odnaleźć się w tłumie? Muszą szybko myśleć, bo czasu niewiele.
- Drodzy uczniowie! Jak już wiem, emocje sięgają zenitu. Nadeszła chwila, by zdradzić wam niewielką ciekawostkę. Kiedy przekroczycie próg tejże sali w waszych pięknych strojach, to niestety, ale nie będziecie się mogli nimi specjalnie pochwalić. Widok będzie ograniczony, egipskie ciemności i inne takie. Nie bójcie się jednak. Maskę swoich partnerów dacie radę zobaczyć z pewnością. Ale czy rozpoznacie kto, jest kim? Dobre pytanie moi drodzy. Jestem niesamowicie ciekawy, jak poradzicie sobie z tym zadaniem... - do tego momentu uczniowie słuchali. To co było dalej, cóż... przepadło, a raczej nawet nie dotarło do ich uszu.
Uczniowie szóstego roku mieli coś ciekawszego potem. Lekcja OPCM, pierwsza w tym roku i to z nowym nauczycielem. Od początku ich edukacji nie było sytuacji, by nikt nie spóźnił się na pierwszą lekcję. Cuda się jednak zdarzają. Wybiegli z Wielkiej Sali za nim dobrze coś zjedli.

***
Sala Obrony Przed Czarną Magią, 2 września

- Jestem profesor Feltcher. Tyle wiedzy wam wystarczy. Dyrektor dodał wam jakieś ciekawostki na początku. Nie powiem czego oczekuję od was, bo nie licząc skupienia nic mnie więcej nie obchodzi. Jednym wyjdzie, drugim nie. Jak to w szkole. Podręczniki możecie pochować, nie przynosić i czytać w dormitoriach jako uzupełnienie. Ja mówię, wy słuchacie, potem jakieś praktyczne zadania. Czas trzeba wykorzystywać, a zajęcia nauczyć was realnej obrony. Zrozumiano? I nie. Na pytania retoryczne takie jak te, nie odpowiadacie. Nie uprzykrzajcie życie mi, to i ja wam będę miły - Były auror miał głos, który wręcz krzyczał, że sprzeciw kończy się śmiercią. Nie żeby tak było, ale oni, uczniowie, tak to odebrali. Czuć było w powietrzu, że te zajęcia będą najbardziej spokojnymi w historii szkoły. I żaden z obecnych dzieciaków nie śmiałoby rzec, że ten nauczyciel nie zagrzeje na tej posadzie długo. Czyżby wreszcie klątwa zostanie przełamana? Wszystko jest możliwe.
- Przejdziemy do rzeczy. Uważam, że Ministerstwo Magii bardzo ogranicza waszą wiedzę z dziedziny, którą się zajmuję. Jest to zabawne, bo przecież dobrze wszyscy wiemy, a przynajmniej Ci, którzy chociaż otworzyli "Nową Historię Świata Magii" Hermiony Granger, że skutki nieudolnego systemu nauczania były straszliwe. Z tej przyczyny sprzeciwię się dotychczasowym postanowieniom. Możecie zacząć wysyłać listy do rodziców, nie ma problemu. Wziąłem tę fuchę, bo emerytura to nudna sprawa, a wszyscy dookoła uważają, że jestem już za stary na uganianie się za szaleńcami. Tak więc nie zaboli mnie bardzo to odejście, za to wy zostaniecie poddani kolejnym zmianą do których jesteście przyzwyczajeni. Idąc jednak tokiem myślenia, który przed chwilą zgubiłem... Już sobie przypominam! W tym roku zajmiemy się obroną i atakiem. Było to całkiem odkrywcze prawda? Jednakże, musicie wiedzieć, że nie zawsze będziecie wiedzieć przed czym się bronicie. Najróżniejsze zaklęcia z zakresu Czarnej Magii są zmieniane, udoskonalane, a także tworzone przez cały czas. Szarlatani, którzy pragną władzy nie cofną się przed niczym. Mimo, że są tylko trzy Zaklęcia Niewybaczalne to mamy także całą gamę tych, które skrzywdzą wystarczająco. Pytanie do was. Kto słyszał o Zaklęciach Niewybaczalnych? - Mimo, że mężczyzna w podeszłym wieku skończył mówić to jeszcze chwilę echo jego słów odbijało się w sali. Gdy umilkło zupełnie, jedna osoba podniosła dłoń.
- Ja. Avada Kedavra, Imperius i Cruciatus to trzy zaklęcia zwane Niewybaczalnymi. Wykorzystanie któregokolwiek przeciwko innemu człowiekowi kończy się dożywotnim pobytem w Azkabanie. Są uznawane za najgroźniejsze znane czarodziejom, a także, zgodnie ze swoją nazwą, niewybaczalne, ponieważ bezpośrednio wpływają na drugą osobę - Takie to słowa wyszły z ust blondynki. Były dziedziny magii, które ją fascynują. Czasami tej, o której nie powinna słyszeć.
- Jak się nazywasz, moja droga? - zapytał spokojnie nauczyciel.
- Sara. Sara Potter, profesorze - odpowiedziała pewnie. Miała tupet, ale i emanowała siłą. Nawet w obliczu wymagającego człowieka, a raczej szczególnie w takich sytuacjach.
- Widzę, że przeszłość Twojej rodziny nie odchodzi w zapomnienie, albo zwyczajnie nie chcesz robić im wstydu. Cenię to. Tak samo jak zasoby wiedzy. Przyznaję 10 punktów... - tutaj urwał. Jakiemu domowi?
- Slytherin'owi - uzupełniła dziewczyna.
- Dokładnie. Gdy już wiemy o co chodzi, trzeba poszerzyć te informację. Przed śmiercionośnym zaklęciem, Avada Kedavra, nie macie ratunku. Tylko szybkość może was ocalić. Dziś na tym się skupimy. Reakcja i ucieczka. Mimo, że wyda się to wam tchórzliwe, ale często to ucieczka ratuje życie. To żelazna zasada walki. Jeśli wiesz, że nie możesz walczyć, bronić się lub ukryć, uciekaj. Zaczynamy od tyłu. Ucieczka. Z każdymi zajęciami będziemy odnosić tę trzy zaklęcia do tych właśnie zasad walki - Facet zyskał tytuł najbardziej przerażającego w szkole, a nawet jeszcze dobrze nie zakończył swojej pierwszej lekcji. Według Cariny, która właśnie gadała z Księżniczką o tym, czy uda im się przeżyć. Cała klasa miała w sercu tę niepewność.
- Będzie pan rzucał na nas to zaklęcie? - zapytał ktoś z końca sali.
- Nie głupie dzieciaki! Te zaklęcia wpływają nie tylko na osobę ugodzoną. Rzucająca również poddaje się ich działaniu, ale w innym stopniu i znaczeniu. To temat waszej pracy na następne zajęcia. Wpływ Zaklęć Niewybaczalnych na rzucającego i obrywającego. Długość dowolna, byleby z sensem. Nie będę rozwodził się nad czymś takim. Praktyka. Jej musi być najwięcej, więc jeśli chcecie zdać OWUT'emy to będziecie pracować grzecznie podczas odrabiania zadań, bo z nich będziecie mieć wiedzę teoretyczną, wymaganą przez Ministerstwo. Dziś zajmiemy się unikaniem zaklęć. Dobierzcie się w pary. Zasady są proste. Jedna osoba rzuca zaklęcia, ale tylko w miarę nieszkodliwe, druga nie używa różdżki, ma się uchylać. Zostaniecie ukarani następująco: -20 punktów dla domu za wyrządzenie komuś rzeczywistej krzywdy, nie chcę mieć tutaj poważnie rannych, nie trafienie -5, oberwanie również tyle samo. Osoby, która rzucają zaklęcia mają 4 próby. Potem następuję zamiana. Macie 5 minut na dobranie się - Trzeba było przyznać, że zaczął z grubej rury. Podzieleni, ustawienie i gotowi do pracy. Tylko jedna osoba w sali miała z tym problem. Hope była z zaklęć okropna. Nie trafiła ani razu. Nie starała się nawet zbytnio, gdyż uznała, że nauczyciel to świr, który kompletnie nie myśli o tym, że oni muszą zdobyć wymaganą wiedzę. W drugą zaś stronę poszło jej lepiej. Nic ją nie trafiło. Straciła więc tylko 20 punktów. To zawsze lepiej niż 40.
- Jak widzę to koniec. Mogę ocenić, że połowa z was zginęłaby bez różdżki. Kolejne 30% nawet z nią. Zobaczymy na następnej lekcji, czy chociaż będziecie umieli się schować. Chcę was widzieć ubranych na dwór, z różdżkami, na błoniach następnym razem. A teraz wynoście się - Wszyscy machinalnie posłuchali.
Wszyscy, prócz Hope.
- Profesorze, mam pytanie - wydukała cichutko.
- Mów. Panna Potter, jak pamiętam? - odburknął nauczyciel.
- Tak, ale ta druga. Hope Potter, Gryffindor. Sara to moja siostra. Chciałam zapytać, czy jest pan pewny, że tak... restrykcyjne metody są dla nas najlepsze - mówiła szybko i lękliwe dalej.
- Bliźniaczki? To się trafiło. Panno Potter. Nie chcę, aby ktokolwiek mnie pouczał, a szczególnie dziecko. Znam się na tym, a jeżeli masz jakieś wątpliwości to zawsze możesz zrezygnować z kontynuacji OPCM i nie zdawać ich później - odpowiedział jej ostro.
- Ma pan rację. Lepiej będzie, gdy zrezygnuję. Dziękuję za zajęcia - powiedziała już spokojniej i uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Jak sobie życzysz - mruknął na jej słowa.
- Kiedy będą odbywały się zajęcia Klubu Pojedynków? - zapytała jeszcze.
- Piątki, godzina po zakończeniu zajęć. Jesteś pewna, że chcesz się pojawić młoda damo? - Drwił z niej. Czemu się jednak dziwić. Zrezygnowała z jednych zajęć z nim, by pojawić się na innych.
- OPCM nie jest dla mnie. Za to czynne korzystanie z zaklęć owszem. Nie chcę pana urazić, ale moją aspirację nie jest gonitwa za złem, ani walka z nią - odpowiedziała uprzejmie. Nie złamie jej jakiś opryskliwy typ.
- Oczywiście. Nie każdy jest do tego stworzony. A teraz zmywaj się już - I tak oto zakończyła się przygoda Hope z tymi zajęciami. Inni jednak wciąż będą je przeżywać. Sara zaś chyba zabiję siostrę za taki postępek. Nawet w czymś takim okropnie się różnią. Rain, który stał w drzwiach podczas tej rozmowy, był przerażony właśnie tym faktem. Jak i tym, że jego Hope to urocza i tak niewinna istota, że nie potrafiła głośno powiedzieć, że uważa, iż nauczyciel namawia ją do złego. Nie żeby się z nią zgadzał, ale kochał to w niej. Ten urok i skrępowanie, gdy sądzi, że jej opinia to coś na miarę bycia Śmierciożercą.

***
Korytarz na 3 piętrze, 3 września

Są chwile, kiedy człowiek stara zrobić się wszystko, by coś się nie wydarzyło. Wtedy też, zgodnie z zasadą "gorzej być nie może", najgorsze nadchodzi. Carina miała okazję tego doświadczyć. Szła sobie spokojnie korytarzem, o dziwo sama, bo Księżniczka znów jej zniknęła. Nie da się też ukryć, że była okropnie zamyślona. Pewnie, gdyby zobaczyła przed sobą samego Lorda Voldemort'a to by nie zwróciła na to uwagi (ewentualnie nie rozpoznała go, bo ma niewielkie pojęcie o historii, a szkoda, bo nigdy nie wiadomo, czy jej się to nie przytrafi). Przyjemność jaką doznała była dla niej jednak jeszcze bardziej okropna. Wpadła na swojego nowego nauczyciela, Oliver'a. Jedna osoba w zamku, którą miała omijać i nawet to jej nie wyszło. Co za pech!
- Miło Cię widzieć - powiedział chłopak, który okropnym zbiegiem losu, trzymał ją właśnie w ramionach. Wolałaby przywalić w ścianę, niż w niego. Głupia! Głupia, nieumyślna i nierozważna Carina.
- To fajnie. Przepraszam Cię, ale muszę iść - stwierdziła pewnie i pozbierała się w sobie, by zacząć odchodzić dalej przed siebie. On jednak złapał ją za rękę i zaczął dalej mówić.
- A ja muszę z Tobą porozmawiać. Nie zapomniałem Carina. Nigdy - Spełnienie wszystkich koszmarów. Pewnie od razy, gdy spotka Księżniczkę to powie jej, że te głupoty z pocieszaniem nigdy nie działają, bo dzieję się zawsze na odwrót. Nie była już nawet pewna, czy jest zła na niego, czy przyjaciółkę.
- Za to ja szybko nauczyłam się, że lepiej nie pamiętać. Ty zrozum, że kiedy zostawiasz kogoś bez wyjaśnień to i on nie będzie chciał słuchać twoich - Wyrwał mu swoją dłoń i odsunęła się dalej.
- Proszę. To nie było tak - Próbuję się tłumaczyć? Jak uroczo. Wszyscy kochają, kiedy już po czasie ktoś odkrywa jakie coś jest istotne.
- Idealny Puchonek nie może pozwolić sobie na niedociągnięcia? Wybacz, ale nie mam zamiaru być naprawianym błędem życia pana doskonałego. Właśnie! Panie profesorze, to niewłaściwe byśmy prowadzili takie rozmowy - Niech poczuje to co ona. Kto zabroni jej męczenia go? Sam się prosił, przynajmniej ona tak sądzi.
- Nie mów tak. Nie jesteś już dzieckiem. Powinnaś rozumieć - mówił już mniej przekonany i bez wiary w to, że uda mu się cokolwiek wyjaśnić.
- Co zrozumieć? Zabawiłeś się uczuciami dziecka. Tyle zrobiłeś. Wiesz jakie to było głupie? Miałam czternaście lat, a ty osiemnaście. Nie można nazwać tego nawet związkiem. A potem był koniec. Poszedłeś dalej i zapomniałeś o mnie. Przez 3 lata, ani słowa, po czym wpadasz do zamku i zostajesz nauczycielem - odpowiedziała mu tonem tak obojętnym, na jaki było ją w tej chwili stać.
- Nie mogłem tego ciągnąć. Musiałem dalej się uczyć, aby kiedyś tutaj przybyć. Marzyłem o tym i osiągnąłem swój cel. Tak było lepiej dla nas obojga. Nie jesteś głupia. Dobrze wiesz, że w tamtym czasie byłem dla Ciebie za stary - Brzmiał tak, jakby wszystko co kiedykolwiek przeszedł było suchym faktem.
- A teraz nie jesteś? Wiesz co zrobiłeś? Popsułeś mnie. Nienawidzę Cię za to - Odpowiedziała mu, ale chyba po to, by utwierdzić w tym siebie. Że to jego wina, iż jest względem płci przeciwnej taka, a nie inna. Łatwo zwalać na kogoś winę.
- Tak? Szkoda, bo ja nigdy nie przestałem Cię kochać - stwierdził smutno i odwrócił\wzrok.
- Kochać? Nie bądź śmieszny. Między nami nigdy nic nie było. Dzieci nie darzą nikogo romantycznymi uczuciami. Więcej miłości jest pomiędzy Księżniczką, a Cenaturusem, niż między nami kiedykolwiek - Te słowa wyszły z jej ust w bardzo nieodpowiednim momencie.
Jerome właśnie szedł po korytarzu i na pewno usłyszał ostatnie zdanie. Gdy Carina to zauważyła wpadła w szał. Chłopak uciekł, a ona musi jak najszybciej odnaleźć przyjaciółkę.
- Widzisz co narobiłeś? Przepraszam pana profesora, ale muszę ratować innych ludzi przed problemami. Powinien pan się tego nauczyć. Człowiek, nie eksperyment. Znaczna różnica - Po tych słowach zaczęła biec szybciej, niż kiedykolwiek w swoim życiu. Musiała znaleźć Sarę, przed Jerome'm. Chociaż bardziej chodziło o ucieczkę przed Oliver'em. Od jego miodowych, błyszczących oczu, potarganych włosów koloru pnia drzewa i delikatnego głosu, który zmuszał jej podświadomość do wybaczenia, które dla niej nie było możliwe.

***
Pokój Wspólny Slytherin'u, 6 września

Wbrew temu, że i Księżniczka, i Carina miały pewność, iż Jerome coś zmaluję, nic się nie wydarzyło. Trzy dni minęły zwyczajnie. Miały nawet przyjemność nie pokazać się na pierwszej lekcji Eliksirów, a to dlatego, że w szkole była wizytacja Ministerstwa dotycząca bezpieczeństwa w zamku i nie miały żadnych zajęć tego dnia. Siedziały więc w Pokoju Wspólnym i zastanawiały się co brat Sary knuję. Bo było jasne, że coś zrobi. W życiu nie przegapiłby żadnej okazji, by dokopać Centaurusowi. Do tego, kiedy ma powód jest chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Co mu teraz siedzi w głowie? To właśnie pytanie na które próbują odpowiedzieć.
- Nie chciałam Księżniczko. To takie głupie. Pewnie już coś kombinuję...- zaczęła przerywając ciszę Carina. Była na prawdę zła na siebie i własną nieodpowiedzialność. Źle się czuła, kiedy patrzyła w oczy przyjaciółce.
- Trudno. Pokrzyczy i mu minie - Wiedziała, że tak będzie. Nie widziała powodu do tego, by specjalnie przejmować się tym. Nigdy tego nie robiła. Nie jej problem. Centaurus był po prostu. Dosłownie. Był. I na tym się kończyło.
- Ale co będzie z moim bratem? - Dobre pytanie. Więzi rodzinne nie są zbyt mocne w ich przypadku, a akurat tego brata lubi mniej, jednakże zawsze pozostanie jej rodzeństwem.
- Dostanie po twarzy? Oberwie zaklęciem? Nic gorszego go nie spotka - Nie była tego taka pewna, bo Jerome miał w rękawie ciekawe pomysł mimo swojego ograniczonego móżdżka. Obojętność. To słowa\przyświecało jej niczym jakaś mantra, którą mogła sobie powtarzać.
- Może. Jesteś gotowa do balu? - Problemy, problemami, ale to było istotnie ważne! Takie wydarzenie, pierwsze w historii... Trzeba być stylowym.
- Mam maskę. Jest piękna, ale suknię muszę zakupić. Jeśli ty też jesteś nie w pełni gotowa to możemy się wybrać na zakupy - Propozycja iście nie do odrzucenia. Kto nie lubi zakupów? Większość społeczeństwa, ale one do tej grupy nie należą.
- Świetny pomysł. Pokażesz mi swoją maskę? Dzień przed balem Ci pasuję? - Kiedy jej nie pasowało? Ach, te pytania z oczywistą odpowiedzią.
- Jasne - Krótko odpowiedziała Sara ignorując kompletnie pytanie o ujawnienie maski. To była jej słodka tajemnica.

***
Pokój Wspólny Gryffindor'u, 7 września

Każdy ma własne życie. Jedni cenią sobie w nim możliwość spełniania marzeń, inni sprawdzenia własnych możliwości, a jeszcze inni zdobywania wiedzy. Ile ludzi, tyle powodów dla których żyją. Jerome ustanowił wraz z przyjacielem nową grupę. Typ, który ceni sobie głupawe zemsty. Większość czasu spędzają właśnie na takiej czynności. Rozmowy na temat: "Jak tu kogoś pogrążyć?". Bal zbliżał się wielkim krokami, więc muszą działać szybko, jeśli chcą, by właśnie tego pamiętnego dnia się to wydarzyło.
- Powtórz jeszcze raz całość. Muszę być pewny, że wiesz co robimy - rzeczowo stwierdził Jerome, czekając, aż jego towarzysz ułoży sobie wszystko w głowie.
- Wchodzisz w swojej niewidce, ja go obserwuję i czekam, aż zbliży się do jakiejś panienki, gdy tańczą razem popychasz go, ja zbieram damę, ty dajesz mu po twarzy jakimś żarciem, potem ściągasz mu portki, a mnie już nie ma - Mówił te słowa głosem znudzonym, jakby słyszał to już... zaraz. On słyszał to już z milion razy.
- Brawo. Pilnujesz, obserwujesz, dajesz cynk - Dla pewności powtórzył jeszcze raz jego kumpel.
- Yhm... - wychrypiał jedynie drugi i ziewnął. Nie była to interesująca rozmowa. Dla niego wszystko co nie jest działaniem to nuda. Tak przynajmniej utrzymuje.
- No to widzimy się 9 na balu - powiedział żywo Jerome i odszedł.

***
Pokój Wspólny Slytherin'u, 8 września

Zakupy. Mniej, lub bardziej udane, ale można uznać za zakończone dla tych dwóch pań. Dwie piękne suknie wisiały sobie spokojnie w ich szafach, a maski były ukryte najlepiej jak się da. Nikt przecież nie może rozpoznać ich tak łatwo. Na tym polega ta zabawa. Zdążyły zapomnieć już o problemie poprzednich dni i popadły w szał przygotowań. Mniej niż dwadzieścia cztery godziny do wielkiego wydarzenia! Nie można niczego pominąć. Mimo, że w sumie zapadła już noc, a następnego dnia czekają na nie zajęcia to nie mogły nie wpaść w ten trans. Opracowanie szczegółów wyglądu takich jak paznokcie, makijaż i inne duperele są istotne na balach.
- Sądzisz, że jakoś się tam znajdziemy? - zapytała Carina, bo nie miała kompletnie pomysłu na to. Nie żeby chciała być cały czas przylepiona do przyjaciółki, ale lepiej w razie potrzeby mieć kogoś pod ręką.
- Nie - odpowiedziała i machnęła ramiona. Nie była naiwna. Wejdą, zajmą się zabawą i spotkają się dopiero rano. Nie warto oszukiwać się w tym temacie.
- Urodzona optymistka z Ciebie - mruknęła zawiedziona. Spodziewała się jakiegoś kłamstwa. Zbyt często zapomina, że Sara jest bezwzględna. Taki charakterek.
- Realistka, Carino. Realistka - poprawiała ją ze śmiechem druga. To nazywa się prawdziwa\przyjaźń. Żadnych czułości, tylko wyzwiska i bitwy.

***
Wielka Sala, 9 września

Sala była tego wieczoru piękna. Nad głowami obecnych w sali unosiła się błyszcząca powłoka, a całe pomieszczenie zachodziło mgłą, przez którą przebijają się zaledwie kontury gości. Mimo, że mogłoby się wydawać, iż taki cichy bal, miałby atmosferę przygnębiającą i zbyt cichą, to wcale tak nie było. Owiane tajemnicą sylwetki przyciągały się nawzajem, próbowały rozmawiać, porozumiewać się, a najlepsze w tym wszystkim był fakt, że nie miały pojęcia kto kryje się pod maską. Oczywiście prócz tej pięknej części, znaleźli się tacy, którzy wykorzystali okazję i chcieli się poważnie zabawić. Przy stolikach z piciem i jedzeniem przewijał się alkohol. Nauczyciele byli wmieszani w tłum, a po za tym nikt nie może ściągnąć w pomieszczeniu maski, więc byli anonimowi. Okazja dla młodych napaleńców, szkoda, że nikt tego nie przemyślał. Była jednak jeszcze reszta, w tym sporo tańczących osób na parkiecie. Nikt nie podpierał ścian. Nie licząc jednej osoby w czysto białej masce (taka jak tu) i czarnym garniturze. Nie trzeba było wysilać się zbytnio, by wiedzieć, że raczej nie życzy sobie towarzystwa. Nie każdy jednak był tak wspaniałomyślny. Dziewczyna o blond włosach ruszyła w jego stronę. Nie miała chwilowo towarzystwa, a w tle leciała piosenka, która wydawała się jej zbyt brutalna jak na bal, ale przecież z ich dyrektorem można było się tego spodziewać. (Ta piosenka towarzyszyła mi przy pisaniu tego fragmentu i pasuję mi tutaj, kliknij jeśli chcesz posłuchać.) Chłopak nie mógł dostrzec uśmiechu, który dobrze skrywał się pod czarną, przyozdobioną mieniącym się wzrokiem, maską (taką jak tu). Wyciągnęła do niego dłoń, a on chwycił ją. Wciąż nie miał ochoty na żadne tańce, ale gdy spojrzał w błękitne ślepia wiedział kto mu towarzyszy. I bardzo spodobało mu się to. Inni mieli zaś inne odczucia, co do tego wieczoru. Matthew i Jerome popsuli swój plan. Zgubili Malfoy'a bardzo szybko i starali się go odnaleźć. Gdy wreszcie go dostrzegli, widzieli, że trzyma w objęciach blondynkę, która kiwa przecząco głową. Mimo złotej maski na jej twarzy (takiej jak ta), nie trudno było stwierdzić, że dziewczę nie ma ochoty na jego towarzystwo. Gdy chłopak pod peleryną niewidką zbliżył się do tej dwójki, był\pewny, że trzyma w objęciach jego siostrę. Czyżby nie była ona, aż tak głupia, a jej przyjaciółka palnę taką głupotę pod wpływem chwili? Z pewnością. Wkurzony nie przemyślał swojej decyzji i popchnął ich zbyt mocno. Niestety ucierpiała na tym jedynie panna Potter. Malfoy uderzył o stolik i przypadkiem włożył dłoń do jakiegoś napoju. Ona zaś pechowo wykręciła sobie nogę i miała ochotę krzyczeć. Po jej twarzy płynęły łzy. Jakże inteligentny brat nie pomógł jej nawet wstać. Zamiast tego przypatrywał się jak jego kumpel pozbawia zgodnie z planem spodni tego drugiego. Gdyby nie ciemnowłosy chłopak w masce w kształcie liścia o widocznym każdym "nerwie" (taka) pewnie siedziałaby tam bezruchu już do końca. On jednak podniósł ją z podłogi i zaczął się przedzierać przez tłum, by ją wynieść. Dzięki Merlinie za choć jednego trzeźwego i myślącego na sali.


niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział II "Niespodzianki"

Witam ponownie! Liczę na to, że jeszcze tu jesteście i nie uciekniecie szybko. W końcu po coś tworzę, prawda? Dla tych, którzy jeszcze nie dostrzegli małej zmiany. Po prawej jest zakładka "postacie". Może trochę pomoże. :)


Rozdział II "Niespodzianki"

***
Peron 9 i 3/4, 1 września

Nadszedł kolejny wiekopomny dzień. Jedni po raz pierwszy wyruszają w podróż ku Hogwarcie, inni ostatni. Wciąż jednak buzują w nich emocję podobne do tych z dawnych lat. Magia nigdy nie przemija. Kolejny rok i jeszcze więcej wrażeń. W tym miejscu po prostu nie może być nudno.
Stali tak, więc na peronie, który od zarania dziejów nie zmienia swego wyglądu, i czekali. Nie obeszło się oczywiście bez rozmów i pewnych przytyków, ale jak na ostatnie wydarzenia był to ogromnie spokojny czas. Nikt nie zginął, a to sukces na miarę Orderu Merlina.
- Hope, błagam Cię. Słyszałam to już milion razy. Muszę rzucić w Ciebie jakąś klątwą, żebyś zamknęła swoją jadaczkę? - zapytała oschle Sara, gdy miała przyjemność po raz kolejny wysłuchiwać jaka to jest durna, ufna i łatwa. Każdy by miał dosyć, a osoba taka jak ona tym bardziej. Robią z niej owieczkę, która wychodzi na spotkanie wilkowi, a prawda jest taka, że równie dobrze to ona może być wilkiem w tej bajce.
- Nie chcę żebyście się kłócili - wyszeptała bezsilnie. Nie miała już pojęcia jakich słów użyć, by dotarło. Powtarzają ten schemat małych wojen za każdym razem. A ona potem się martwi. W sumie to jej wina, że jest taka podatna, ale co zrobić? Rodzina to rodzina, o nią trzeba walczyć.
- A ja chciałabym w tym momencie znaleźć Centaurus'a i robić wszystko, co tak bardzo was kuje w oczy, słoneczko - odpowiedziała i ze swoimi typowym uśmiechem odeszła od siostry. Oczywiście krokiem żyjącej bogini, bo w każdej sytuacji musi utrzymywać swój piękny obrazek. Pewnie nawet, gdyby była od razu po wypadku to wstałaby i poszła przed siebie, by udowodnić, że nie potrzebuję nikogo i niczego. W takich chwilach Hope pomyślała, że jeśli charaktery można by było zobaczyć to już nikt nie powiedziałby, że są podobne. Ona w swoimi mniemaniu nie jest taka wulgarna. Nie żeby ktoś się przyczepiał, ale w sumie była to maleńka hipokryzja. To ona sobie zaczęła wyobrażać "co kuje ich w oczy". Sara ten temat przemilczała. Skomplikowane są te siostrzane relację. Nie tylko one. Braterskie, również nie mają się dobrze, ale o tym już wiemy. Czas nadszedł pokazać żywot typowego, popularnego Gryfona. Jerome Potter ma przecież życie po za swoimi rodzeństwem, mimo, że głównie w ich los lubi się wcinać. Jest starszym bratem, to jego naturalny obowiązek. Gdy nie wchodzi w rolę braciszka ma inne aspirację.
- Matthew musimy coś wymyślić - stwierdził rzeczowo Jerome. Ten chłopak jest prosty i się nie patyczkuję.
- Co? - żadnego wyjaśnienia, głębszego zainteresowania. Na tym to właśnie polegało. Razem pakowali się we wszystko, a żalili tylko po alkoholu.
- Centaurus. Rozbiera wzrokiem Księżniczkę. To jednak nie takie dziwne. Gorzej, że ona chyba też zaczyna. Trzeba coś z tym zrobić. Szybko. Jest okazja, by spotkał się z podłogą. Nie zmarnujmy jej - odpowiedział jakby było to... cóż to jest codzienność. Krzywe spojrzenie, jego brak, plotki. Nie ważne co jest przyczyną. Ci dwaj to Gryfoni, którzy nie zmarnują żadnej okazji do tego, by uderzyć.
- Jakieś konkretne plany? - zapytał. Z nich dwóch to ten drugi był mózgiem operacji. Szkoda, że tylko nim, bo własnego nie posiada.
- Zastanowimy się w drodze. Z tego co słyszałem od prefektów to szykuję się coś z okazji rozpoczęcia roku. Tam możemy go jakoś pogrążyć - powiedział bardzo dumny z tego, że ma informację o których inni mogą pomarzyć. Zawsze wyprzedzał fakty. Do tego jeśli jego źródło się nie myli, to już na starcie będą mieli okazję coś zmalować. Mniej więcej tak kręciło się koło jego życia. Czego jednak oczekiwać po nastolatku?
Zależy po jakim, bo okazuję się, że istnieją tacy co posiadają ośrodek myślowy.
- Hope? Jesteś tu jeszcze? - zapytał delikatnie Rain. Nie miał kompletnie pewności jak sobie radzi tym razem jego przyjaciółka. Nie żeby kiedykolwiek sobie radziła, ale chyba po prostu chciał, żeby było lepiej z jej przystosowaniem się.
- Hmm? Tak. Tak sądzę - odpowiedziała trochę nieobecnym głosem. Czyli miał rację.
- Czyli źle sądzisz. Spróbuję Cię rozweselić dwoma słowami, dobrze? - zaproponował. Miał rzeczywiście jej coś do powiedzenia i wierzył, że ją to ucieszy.
- Strzelaj. Jeśli Ci się uda to pozwolę Ci namówić mnie na wszystko - ona nie miała takiej pewności. Chłopak był takim optymistą, że ciężko powiedzieć, iż myślał trzeźwo.
- Będzie bal - rzekł krótko i czekał na reakcję. Nie pomylił się. Hope może była miła, bała się dużych tłumów, ale jest jedna rzecz, która zmienia wszystko. Taniec.
- Wygrałeś o ile nie kłamiesz - stwierdziła, a cała jej twarz rozpromieniła się.
- Czy kiedykolwiek to zrobiłem? A ta informacja krąży już po całej stacji. Ponoć dyrektor Smith na to wpadł - odpowiedział i złapał się dłonią w okolicach serca udając, że jest załamany brakiem wiary w siebie.
- Ten człowiek zaczyna szaleć. Nowy nauczyciel od OPCM... - zaczęła, ale nie dane jej było skończyć.
- Brakuje słowa znowu. Ta posada jest przeklęta - wciął się chłopak.
- Tak, a teraz daj mi skończyć! Mamy też nowego nauczyciela Eliksirów od tego roku. Co więcej jest to ponoć człowiek, który bardzo niedawno temu skończył Hogwart. Możemy go znać! - mówiła z podnieceniem. Misja uznana za zakończoną powodzeniem.
- Zaczynam się bać co raz bardziej - mruknął i zaczął gilgotać Hope. Nie miał ochoty opowiadać jej jak złe są jego przeczucia i ile rzeczy może się przydarzyć w związku z tym nowym członkiem kadry. Połowa z nich to tylko wygórowane domysły, nie warto się nad\nimi rozwodzić, a ona miała łaskotki tak okropne, że jeśli miałaby wybrać najgorszy rodzaj śmierci to właśnie byłoby to. Tak, więc skończyło się to tym, że oboje turlali się po peronie, a wszyscy patrzyli na nich jakby byli w wieku pierwszoklasistów. W tym czasie jej bliźniaczka, jak przystało na dumną kobietę była zajęta. Hope była pewna, że jest ze swoimi nowym ukochanym, ale prawda była taka, że w tym momencie spędzała czas z przyjaciółką. Po co jednak mówić siostrze prawdę?
- Rodzinne sprawy, tak? - Pytania na które zna się odpowiedź to chyba te najczęściej zadawane.
- Nie. Zazdrość nieudolnej laski, która jest moją siostrą - burknęła jedynie.
- Nie jest tak źle. Ja mam dwóch braci psychopatów. Ty uroczą bliźniaczkę i nadopiekuńczego braciszka - odpowiedziała na to Carina i rzeczywiście tak uważała. Jerome może wtykał nos w nie swoje sprawy, ale jednak zależało mu na rodzeństwie w jakiś pokręcony sposób.
- Ale oboje są mega przystojnymi uczniami i Ślizgonami - mruknęła, bo chciała podejść do Centaurusa, ale coś takiego jak siostrzana miłość się w niej odezwała. Może byli durnymi Gryfonami, ale rodziny się nie wybiera. Rozpętanie burzy za nim pojawią się w szkole i to na oczach wszystkich było głupie nawet jak dla niej.
- Nie używaj tego słowa względem nich. To moi krewni - stwierdziła tylko i uśmiechnęła się na widok Expressu Hogwart. Nareszcie jadą w miejsce, gdzie tętni życie.

***
Hogwart Express, 1 września

Starsi uczniowie mieli zdecydowanie łatwiej. Wystraszone jedenastolatki kręciły się po korytarzu i nie miały pojęcia co ze sobą zrobić. Prefekci próbowali ich jakoś kierować, aby trzymali się wspólnie, bo w końcu starsi mieli swoich kumpli i średnio im się podoba towarzystwo takich dzieci. Zależy od człowieka, ale tak z zasady już jest. Prawie na samym końcu w pustym przedziale usiadła Sara. Kompletnie nie mogła sobie przypomnieć kiedy zgubiła swoją towarzyszkę. Najwyżej odnajdą się po zatrzymaniu pociągu i tyle. Przyjaźniły się, ale potrafiły przebywać też z innym towarzystwem. Problem w tym, że ona nie miała przez chwilę żadnego. Na chwilę, bo nim się dobrze obróciła zobaczyła jak ktoś odsuwa drzwi przedziału.
- Witaj Księżniczko - powiedział Cepheus i zajął miejsce przy oknie na przeciwko niej. Nie na takie towarzystwo liczyła, ale nie miała też nic przeciwko. Chłopak wygląda jakoś (jakoś? to chyba zbyt słabe słowo), jest inteligentny i mało kto wie o nim cokolwiek więcej niż to, iż jest bratem Centaurusa i Cariny. Mogła trafić gorzej.
- Hej - odpowiedziała krótko i zaczęła się wpatrywać się w widok za oknem. O czym niby mogli rozmawiać? Pogoda. Tyle, że nikt nie lubi o niej rozmawiać. Chyba, że jest staruszką, która karmi gołębie, wtedy to inna sprawa. Tak więc siedzieli sobie w przedziale. On gapił się na nią, a ona udawała, że nic jej to nie robi. Co za wspaniała technika. Było to przytłaczające. Musiała przerwać takie zachowanie. Można ją podziwiać, ale we wszystkim trzeba mieć umiar.
- Przestaniesz? - burknęła i zaczęła gapić mu się prosto w oczy. Nikt, chyba, że sama tego nie ze chcę, nie będzie robić z niej żywego obrazu.
- Powinnaś wyrażać się jasno. W tej chwili robię wiele rzeczy. Co konkretnie? - Czy on się z nią droczy? Świetnie. Lubimy gierki? Też można.
- Najlepiej oddychać - warknęła sądząc, że znajdzie jakiś sposób, by się go pozbyć. Czuła, że w głowie ma za dużo. A gdy jest za dużo to wpycha się to innym.
- Jesteś bardzo nerwowa. Radzę Ci w przeciwieństwie do mnie, zacząć - Było coś w tym? Czego chciał? Ma jakiś plan? To wie tylko on sam.
- Proszę, byś przestał się na mnie gapić. Wystarczy? - Jadowity, a zarazem słodki głosik. Miód dla każdych uszu.
- Nie - odpowiedział krótko i posłał w jej stronę uśmiech. Czuła, że szybko nie pójdzie.
- Rozwiniesz się o powód? - Była trochę zła, ale suma, sumarów to podobało się jej, że nie zanudzi się bez Cariny.
- No nie wiem. Siedzi przede mną nie najgorsza dziewczyna. Może to dlatego? - NIE NAJGORSZA? Dobry żart. Ona jest piękna. Wszyscy to wiedzą.
- Tylko tyle? Wstydzisz się powiedzieć jaka jestem? - Nie żeby nie wiedziała, ale gdyby Największe-Opanowanie-Na-Świecie to przyznałoby, miałaby nowe osiągnięcie na swoimi koncie.
- Powiedziałem wszystko, co chciałem. Zawiedziona? - Kobiece uroki urzekały go, jednakże nie omamiały. Potrzeba czegoś więcej.
- Trochę. Chyba muszę udowodnić Ci, że jestem nie najgorsza, a najlepsza - stwierdziła i zrobiła minę, która krzyczała "knuję coś!".
- Próbuj. Życzę powodzenia - odpowiedział i rzeczywiście, był ciekawy. Żałował, iż nie dowie się od razu jakie kroki podejmie, bo do przedziału po raz kolejny ktoś się wprosił.
- Wreszcie Cię znalazłem - stwierdził Centaurus i od razu przysiadł się do dziewczyny. Za nim weszła jej przyjaciółka.
- Chowałaś się, czy co? - zapytała, jawnie, wkurzona przyjaciółka Sary.
- Też się cieszę - mruknęła i pocałowała krótko chłopaka. Ten objął ją i uśmiechnął sam do siebie. Rodzeństwo, jakby raz w życiu pokazało, że są bliźniętami w tym momencie.
- Obrzydliwe - równo powiedzieli i zasłonili oczy.
- Może być znacznie gorzej - stwierdził i zjechał dłonią po jej plecach. Szybko jednak zbyła go.
- Albo lepiej, jeśli nie będziesz się zachowywał - Kolejny oddech uroku. Tego złego i wyrażającego określone, negatywne uczucie.
- Oczywiście, Księżniczko - odetchnął porozumiewawczo i odsunął się od niej.
W przedziale atmosfera przez całą podróż była napięta. Rozmawiali o niczym, bo poruszanie pewnych tematów było zbyt ryzykowne, szczególnie, że Cepheus wciąż wpatrywał się w Sarę.

***
Wielka Sala, 1 września

Uroczyście i dostojnie. Nie licząc gwaru rozmów młodzieży. Nauczyciele byli spokojni i raczej wypoczęci. Wszystkim rzuciło się w oczy, że wśród kadry zmienili się dwaj nauczyciele. Trzeba było jednak przeżyć Ceremonię Przydziału, a potem przemowę dyrektora.
- Sara, widzisz tego nowego? - zapytała drżącym głosem Carina.
- Widzę nawet dwóch, to nie zbyt trudne - odpowiedziała jej.
- Przyjrzyj się temu młodemu. Znamy go. Co z nie fart. Pamiętasz go? - mówiła z przerażeniem.
- Co ty dajesz? Co jest z nim nie tak? Przystojny, młody i może nie zanudzi nas na śmierć. Dostrzegam same plusy - Czyżby czegoś nie dostrzegała?
- Oliver - wyszeptała krótko.
- To nie może być... - zaczęła, ale gdy mu się przyjrzała nie mogła zaprzeczyć.
- Nie może, ale jest. Zabij mnie, błagam - prosiła Carina. Jeśli ją pamiętał to lekcję będą... co najmniej dziwne.
- Damy sobie radę. Może Cię nie pamięta? - Optymizm. Ponoć ratuję życie w niektórych sytuacjach.
- Oby - wydukała tylko, po czym doznała wielkiej radości, gdyż nie musiały kontynuować rozmowy.
Dyrektor rozpoczął swoje przemówienie.
- Witam was drodzy czarodzieje! Naszych nowych uczniów trzeba krótko wprowadzić, a i wy, nasi starzy przyjaciele, musicie wiele usłyszeć. Zaczniemy od małej zmiany w gronie nauczycielskim. Przedstawiam wam starszego już, ale młodego duchem Markusa Fleltcher'a, nowego nauczyciela OPCM. Jest emerytowanym aurorem i z pewnością przekaże wam ogromnie dużo nowych i przydatnych informacji. Nad programowo poprowadzi także Klub Pojedynków. Kolejnym nowym profesorem jest Oliver Over, bardzo młody człowiek i absolwent naszej szkoły, który z pewnością zarazi was swoimi zapałem do Eliksirów. Proszę też starszych uczniów, by odnosili się do niego z szacunkiem, mimo, że kilka lat mieli okazję spędzić z nim w układach towarzyskich. - zaczął, ale dla dwóch blondynek przy stole Ślizgonów mógł skończyć.
- To on - powiedziała Carina i złapała się za głowę. Dyrektor musi jednak kontynuować. W sumie pewnie nawet gdyby wiedział, że jej się to nie podoba, to by to zrobił.
- Z oczywistych rzeczy, ale trzeba je przypomnieć. Uczniom nie wolno opuszczać Pokojów Wspólnych po godzinie 22, a po godzinie zerowej, mają obowiązek znajdować się w swoich dormitoriach. Zabrania się korzystania ze środków odurzających, alkoholowych, nikotynowych na całym terenie Hogwartu. Nie wolno odwiedzać Zakazanego Lasu bez nauczyciela. Wejście do Działu Zakazanego jest możliwe tylko za zgodą jakiegokolwiek profesora. Przebywanie na zewnątrz zamku, czy też na korytarzu podczas zajęć jest karane ujemny punktami dla domu. Macie obowiązek i przyjemność się kształcić, dlatego wagary nie są dobrym pomysłem. Młodsi, kierujcie pytania do Prefektów lub profesorów. Starsi, pokazujcie, że jesteście tu nie bez przyczyny. Teraz czas na przyjemniejszą informację. Rada zadecydowała, że w ramach integracji uczniowie klas 6 i 7 przeżyją tutaj, w zamku bal. Nie tak zwykły, bo będzie rządził się swoimi prawami. Każdy musi mieć na sobie maskę na którą nałożony zostanie czar, uniemożliwiający zdjęcie jej w pomieszczeniu. Kolejna rzecz to fakt, iż nikt nie będzie mógł się odezwać do nikogo. Cichy bal. Muzyka i taniec. Będziecie wyrażać siebie po przez gesty i spojrzenie. Ciężko będzie kogoś rozpoznać, ale oto i chodzi. Integracja moi drodzy. Ostatnią rzeczą jest fakt, że jeśli opuścicie salę to nie będziecie mogli już do niej wrócić. Sądzę, że będzie to dla was wszystkich wspaniała przygoda i nowe doświadczenie. Macie kilka dni na zadomowienie się, obeznanie z planami i przygotowania do balu. 9 września czeka was to zdarzenie! Młodsi zaś niech nie będą smutni. Bal zostaje wprowadzony jako nowa tradycja zamku, będziecie mieli, więc okazję, również przeżyć go w przyszłości. Teraz rozpocznijmy ucztę! - zakończył, a w pomieszczeniu zaczęło wrzeć. Większość nie myślała już o jedzeniu, emocje sięgały zbyt daleko, by się zajmować się czymś takim.
A Carina tylko walczyła ze swoimi myślami. Jerome i Matthew z planem pogrążaniach innych, a Hope i Rain nad tym, czy Oliver bardzo zmienił się przez ten czas. Kiedyś był po prostu spokojnym Puchonem z talentem. Od jutrzejszego dnia stanie się ich profesorem.




 
Wyprzedzając bieg historii - Blogger Templates, - by Templates para novo blogger Displayed on lasik Singapore eye clinic.