piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział IV "Odpuścić"

Rozwiewamy wątpliwości balu i definitywnie kończymy temat. Kto jest kim, a także co dalej się działo. Przepraszam za błędy, ale moja klawiatura umiera powolnie, a jej cierpienie ma wpływ na jakość, niestety. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Rozdział IV "Odpuścić"

***
Korytarz przed Wielką Salą, 9 września

Gdy tylko została wyniesiona z sali poczuła ogromną ulgę. Była roztrzęsiona i wciąż nie docierało do niej, co się wydarzyło. Dlaczego ten chłopak, który niezaprzeczalnie musiał być Centaurusem ją dotykał? To było pytanie, które rozsadzało jej głowę. Szybko jednak uświadomiła sobie, że myślał, iż jest Sarą. Co za idiota, ktoś by powiedział. Nie potrafił rozróżnić ich po kolorze oczu. A ponoć tak dobrze zna swoją Księżniczkę. Mogło się to skończyć o wiele gorzej. Powinna całować po stopach swojego wybawcę. Gdy tylko znaleźli się po za salą, a chłopak ułożył ją na podłodze, zdjęła maskę. Chciała nawet coś mu powiedzieć, ale wyprzedził ją. Nie poszedł jednak jej śladem i wciąż liść okrywał jego twarz. Ona zaś łkała. Ból nogi był nieznośny.
- Z zasady nie mieszam się w żadne spory, ale tym razem byłaś ofiarą całego procederu. Powinnaś uważać na swojego braciszka i jego koleżkę. Nie wspominając już o tym kawałku schabu, Malfoy'u - stwierdził rzeczowym tonem. Brzmiał jak rodzic wkurzony na rozkapryszoną nastolatkę. Jakby było jej winą, że się w to wszystko wpakowała. Dobra, nie potrafiła uderzyć w twarz Centaurusa, ale nie można tego od niej wymagać. Jest niewinną dziewczyną i tyle!
- Hope, mówię serio. Twoje rodzeństwo toczy spory w których nie musisz brać udziału. Masz własne życie i lepiej wyjdziesz, jak się nim zajmiesz. Następny razem nie zareaguję. Dbam o swój spokój, rozumiesz? Powinnaś zrobić to samo, jeśli nie chcesz cierpieć. Martw się o siebie, słoneczko. Odpuść - zaczął mówić co raz spokojnie i pogłaskał ją delikatnie po głowie. Wciąż jednak nie miała chwili, by coś powiedzieć.
- Ej... przestań płakać. Zaraz to naprawimy - stwierdził smutno i złapał ją za nogę. Szybko wyciągnął różdżkę i skorzystał z jakiegoś zaklęcia niewerbalnego. Po kilku chwilach nie czuła już bólu. Płakała tylko dlatego, że była zdołowana.
- Nie wiem, czy Cię to pocieszy, ale według statystyk 75% pierwszych bali to niewypały - rzucił jeszcze, kiedy zobaczył, że po policzkach dziewczęcia wciąż lecą łzy. Taki już był, logiczny. Jak większość Krukonów. Nie dokładnie takiej reakcji Hope się spodziewał, ale ta zaśmiała się słysząc te słowa.
- Dzięki. Rzeczywiście podnosi na duchu - burknęła przerywając śmiech.
- Mnie tak - odpowiedział na to i uniknął jej spojrzenia. Co było nie tak? Patrzy na nią tylko wtedy, kiedy ona tego nie robi. Dlaczego?
- To... dobrze - wymamrotała nie wiedząc co powiedzieć. Serio był, aż taki uczony? Skrukoniał do reszty. O ile istnieje taka przypadłość.
- Rzuciłem dobrze zaklęcie? - zapytał jeszcze. Czy nie wystarczyło spytać, czy boli? Hope nie rozumiała tego, ale wiedziała, że to jest właśnie ta sama wersja tego pytania. Nie myliła się bardzo. Oto mu chodziło.
- Jest w porządku. Nie boli - Po tych słowach uśmiechnęła się do niego. Zdjął nagle maskę. Był trochę dziwny jak dla niej. Nie żeby znała go jakoś dobrze, ale widywała go na zajęciach i w bibliotece. Zawsze milczał, siedział z boku i coś czytał. Po za tym spędzał czas z Rainem. Chyba się przyjaźnią, ale nie mogłaby tego ocenić. Wydawało się jej, że książki są jego przyjaciółmi przed Rainem.
- To dobrze - wyszeptał unosząc jedną brew do góry. Parodiował ją, była o tym przekonana, ale nagle przestał i znów zamknął się w swojej powłoce, usłyszał kroki i odwrócił się. Ktoś przyszedł dotrzymać im towarzystwa.


***
Wielka Sala, 9 września

Chłopak w białej masce szybko przejął\kontrolę. Jakiś czas kołysali się w rytm muzyki, kiedy ta była spokojna, a  innym razem wpadali w szał melodii  żywszych. Czas ten nie był zły. Może z tego powodu, iż chłopak zdawał sobie sprawę, kim jest jego towarzyszka. Jednak wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Dla nich chwilą napięcia wcale nie było wyjście z sali, o nie. To nastąpiło szybciej. Chłopak w białej masce oparł się dłońmi tak, że blondynka nie mogła wyjść. Przechyli głowę w lewo i wpatrywał się w nią. Bardzo lubił chwilę, kiedy jest górą. Zbliżył się do niej nie znacznie i... zaczął mówić.
- Księżniczko zawiodłaś mnie. Spodziewałem się, że znajdziesz sposób na tą śmieszną zasadę - wyszeptał jej w prost do ucha. Jakim cudem on może się odzywać? Ciekawość ją zżerała. Do tego natychmiast rozpoznała ten głos.
Cepheus.
- Ooo. Nie udajesz? Czyli, że mogę mówić Ci wszystko, a to będziesz grzecznie milczała. Wspaniale - rzekł z wyższością. Miał ogromną przewagę w każdym aspekcie. A przecież to ona miała udowodnić, że jest więcej niż "nie najgorsza". Otworzyła usta, a jej klatka piersiowa\podniosła się od oddechu, ale po za\tym nic innego się nie wydarzyło. Nie wydobyła z siebie ani jednego dźwięku.
- Nie próbuj, tracisz tylko siły. Wciąż czekam na te twoje dowody, co do świetności twojej osoby, ale chyba się nie doczekam. Poprowadzę, więc monolog. Co ty na to? Nie ma protestu? Więc zacznę. Może od twojego chłopaka, a mojego brata. Jest mało inteligentny, można rzec. Może nie zauważyłaś, ale dobierał się do twojej bliźniaczki. Nie zwrócił uwagi na istotny szczegół. Masz niebieskie oczy, nie da się ich pomylić z zielonymi Hope. Chociaż chyba jednak się da. Dla niego nie ma rzecz niemożliwych w tym temacie. Dalej muszę powiedzieć takiej damie, jak\ty, że nie polecam związków z nim. Męskie prostytutki mają mniejszą ilość klientów, niż on dziewcząt w swoim łóżku. Serio chcesz się tak marnować? Masz mózg, jesteś inteligentną i piękną kobietą. To okropnie głupie. Na\koniec muszę przyznać, że wcale nie robię tego z dobroci serca. Centaurus sądzi, że zdobył sztukę życia. Zrobił z Ciebie trofeum, a ja nie lubię, kiedy on ma na swojej twarzy uśmiech typu "jestem niczym Merlin". Bardziej zależy mi na tym, by to minęło. Proszę Cię, więc byś zaniechała spotkań z nim. Jeśli nie liczysz się z moim planem co do wkurzenia brata to... - przerwał\na chwilę i przyciągnął ją do siebie, kiedy chciała uciec.
- Niegrzecznie tak przerywać. Słuchaj dalej, bo to już prawie koniec. Powinnaś wziąć pod uwagę fakt, że Jerome zabiję go kiedyś właśnie przez to. Wiem, że nie kochasz mojego jakże "genialnego" brata, ale na swoimi musi Ci zależeć choć odrobinę. Teraz grzecznie pójdziemy zatańczyć i wyjdziemy - To nie było pytanie. Czysty rozkaz wypłynął z jego ust i został wykonany. Przeżyli jeszcze jeden taniec, a potem opuścili salę. Kto, więc z bardziej znanych osób pozostał? Jerome i Matthew zniknęli tuż po zrealizowaniu planu, ale ich cel wciąż tam był. Centaurus oblegał stół, gdzie mógł utopić swoje smutki. Sam pozbył się dwóch butelek "Ognistej", więc nie było za dobrze. Zgubił jednak swoją blondynkę, a w tamtym stanie nawet nie pamiętał o niej i nie pomyślał ani razu. Lekko zataczając się wyruszył ku wyjściu.

***
Korytarz przed Wielką Salą, 9 września

Dwie pary oczu wpatrywały się w nadchodzącego Rain'a. Chłopak szukał po sali swojej przyjaciółki przez jakiś czas. Nie miał pojęcia o zajściu, więc gdy ujrzał tę dwójkę był bardzo zaskoczony.
- Hope? Co się stało? Przepraszam, że mnie nie było. Szukałem Cię przysięgam! - tłumaczył się przerażony. Bardzo zmartwiło go to, że znalazł ją po za salą. Mieli się bawić, spędzić dobrze czas, a tu takie coś.
- Ogarnij ją chłopie. I zaprowadź bezpiecznie. Miała sporo wrażeń, ale żyje - powiedział i poklepał go po plecach wybawiciel\dziewczyny.
- Dzięki Aiden. Nie wiem co się wydarzyło, ale... dobrze wiedzieć, że przy niej byłeś. Dobre ręce, a nie spodziewałbym się tego - Na prawdę mu ulżyło. Miała szczęście, że trafiła na niego, a on chciał jej pomóc. Z zasady takie zaangażowanie nie było w jego stylu, Rain to wiedział.
- Jasne, jest za co i cześć - machinalnie mówił ten drugi, a po chwili wstał i poszedł w swoją stronę.
- Aiden... jeszcze raz dziękuję - powiedziała jeszcze Hope widząc, że ten ich opuszcza. Ciemnowłosy jednak nie odpowiedział.
- To świetny człowiek. Dziwny, ale świetny. Bardzo inteligentny. Słoneczko... dasz radę wstać? - odezwał się do niej nagle Rain.
- Tak, nic już mi nie jest. Idziemy? - uśmiechnęła się do niego i podniosła się.
- Ja idę, ty masz dziś darmową podwózkę - powiedział, mrugnął do niej i wziął na barana. Taki już był. Uznawał, że rozweselenie to najlepsza broń.
- Uwielbiam Cię mój dzielny koniu - żartobliwie szepnęła łapiąc go mocniej.
- A ja uwielbiam mojego rycerza nadziei - stwierdził nawiązując do znaczenia jej imienia. Potem skręcili i opuścili korytarz przed Wielką Salą. Pojawił się po nich na tym samych korytarzu kompletnie pijany Centaurus w towarzystwie równie pijanej brunetki. Oni jednak szli w innym kierunku, niż tamta urocza parka.

***
Wielka Sala, 9 września

Par ubywało z różnych przyczyn, ale nic na to się nie poradzi. Jedni pijani, a inni zmęczeni. Wciąż jednak ktoś tam był w sali, więc zabawa trwała. Dla takiej Cariny na przykład, również. Zgodnie z przewidywaniami jej najlepszej przyjaciółki, nie odnalazły się. Nie był to jednak taki ogromny problem, ponieważ znalazła sobie towarzysza. W końcu tamta druga zrobiła to samo, więc kto by narzekał lub się kłócił? Było świetnie, a jej towarzysz, nieco wyższy od niej był czarujący. Zabawne, bo nie może nawet powiedzieć kim jest. Nie rozpoznała go, bo maska ukrywała jego twarz. Nie rozpoznawała także po oczach, więc żyła w błogiej nieświadomości, aż do końca. Wszyscy zaczęli wychodzić, zostali tylko oni. Jak to? Przecież musi zostać, choć jeden nauczyciel, by wszystko ogarnąć... I wtedy uświadomiła sobie prawdę. Oliver. Miała ochotę porzucać Niewybaczalnymi. Ten machnął różdżką i zdjął maskę, jakby nic się nie wydarzyło.
- Możesz już mówić - powiedział\lekko i uśmiechnął się do niej. Przez myśl przeszło jej tylko jedno słowo: "dupek".
- Jak mógł pan, panie profesorze? - zapytała zimno. Niech sobie nie myśli, że przez fakt, iż jest dzieckiem będzie się darła. Może pomarzyć. Będzie go nękała tak, aby zabolało.
- Oliver, Carino. Mów mi po imieniu - odpowiedział na to łagodnie. Opanowanie, jakże to piękne w takiej sytuacji.
- Dyrektor mówił coś innego, profesorze. Jestem przykładną uczennicom - ciągnęła dalej, choć w środku miała ochotę coś zniszczyć. Najlepiej faceta, który stał przed nią.
- Nigdy nie byłaś. I nie będziesz. Przyznaj, że było fajnie. Tylko tyle. Spędziłaś miło czas i podobało Ci się to. Wiem to. Potrafimy przebywać ze sobą i jest dobrze - Wierzył w to. Szkoda tylko, że nie da się wierzyć za dwoje.
- Było, bo nie wiedziałam, że to ty - Ukuło troszkę. Nie miał pojęcia co zrobić, by zapomniała.
- Więc zapomnij. Zaczniemy od nowa - Walczył o każdą chwilę. Walczył o nią. O nich.
- Niech pan przestanie, panie profesorze. To niestosowne - odpowiedziała kierując do niego najbardziej puste spojrzenie na jakie było ją stać.
- To co zrobię teraz będzie niestosowne i nie przystoi żadnemu nauczycielowi - stwierdził. a ona nim zdążyła zareagować poczuła na swoich ustach jego wargi. Nie żeby było to złe, ale... To miała być przeszłość, ona nie jest zabawką, którą można odłożyć na strych, a w razie potrzeby wyjąć. Z czystą nienawiścią odepchnęła go i uderzyła otwartą dłonią w twarz. Potem wybiegła zostawiając go samego z tym całym syfem moralnym, jaki i na sali.

***
Korytarze Hogwart'u, 9 września

 Wbrew oczekiwaniom Cepheusa dziewczyna zadał pytanie zupełnie inne, niż to o którym myślał.
- Odprowadzisz mnie? Spędziłam miło czas nie licząc twojego napastowania mnie - powiedziała ze swoimi standardowym uśmieszkiem. Niezawodna Sara, zawsze profesjonalna.
- Oczywiście. Zrobię to z wielką chęcią - odpowiedział lekko zaskoczony. Powinna wrzeszczeć za jego zachowanie, albo załamać się co do swojego chłopaka. Nagle dotarło do niego, że ona to wszystko wie. Dlaczego, więc to ciągnie? Ciężko było mu odpowiedzieć. Jak widać pozostaje mu sporo pracy. Szli przez korytarze, aż w pewnym momencie dotarły do niego dwa słowa.
- Petrificus Totalus - stwierdziła Sara, a potem chłopak wpadł prosto w jej ramiona. Ułożyła go w ciemniejszym koncie, pogłaskała po policzku i zaczęła dalej mówić do unieruchomionego towarzysza.
- Kochanie zapamiętaj, że mnie się nie ogranicza. Sama decyduję o sobie, a ty bardzo nie ładnie się mną bawiłeś. Jeśli nie będziesz grał fair to i ja nie. Ślizgon to Ślizgon, dobrze przecież wiesz. Do zobaczenia jutro - Tylko tyle. Powiedziała i poszła dalej sama, a on leżał i czekał, aż działanie zaklęcia minie. Dziewczyna jednak nie mogła wiedzieć, że dała mu świetny powód do męczenia rodzeństwa. Na korytarzy pojawił się Centaurus z jakąś brunetką. Świetnie! Przez chwilę podobało mu się to. Będzie miał go czym męczyć, a i jej wypominać. Radość ta\trwała jednak krótko. Chłopak zaczął wraz ze swoją towarzyszką zachowywać się... co najmniej niepoprawnie. Było to obrzydliwe, a on mógł jedynie zamykać oczy. Co za pech. Słuchał ich jęków... Nagle jednak zrobiły się cichsze. Tracił słuch? Nie. Zamknęli się w schowku na miotły. Merlin zlitował się nad nim. Zdążyła wrócić mu władza nad własnym ciałem za nim oni opuścili tamto pomieszczenie. Cicho zebrał się i ruszył do lochów. Będzie miał\sporo do zrobienia w przyszłości. Odegrać się na blondynce, bracie, a także doprowadzić pierwszą wspomnianą do szału i przyznania się, że Centaurus to po prostu kutas jakich mało. Takie to piękne życie w murach tego zamku.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział III "Znane nieznane"

Nie przedłużając zbędnie powiem tylko tyle, że jestem ciekawa waszej reakcji na ten rozdział, a także tego, czy uda się wam odkryć, kto kryje się pod maskami. ;)


Rozdział III "Znane nieznane"

***
Wielka Sala, 2 września
Cała szkoła żyła nadchodzącym balem, nawet jeśli byli za młodzi, by się na nim pojawić. Wszyscy wyczekiwali tego dnia. Pragnęli poznać tajemnicę balu, sposoby na złamanie zaklęć. Nauczyciele jednak milczeli, a Prefekci żyli w nieświadomości. Tym samym domysły, plotki i inne tym podobne sprawy były na porządku dziennym. Jeszcze większe zamieszanie wywołane zostało ogłoszeniem dyrektora podczas śniadania. Chyba usilnie pragnie się wywołać jeszcze większe zamieszanie wokół "Cichego Maskowego Balu". Uczniowie, którzy wybierają się na tę imprezę mają jeszcze więcej rzeczy do rozgryzienia. Jak tam niby funkcjonować? Co zrobić? Jak odnaleźć się w tłumie? Muszą szybko myśleć, bo czasu niewiele.
- Drodzy uczniowie! Jak już wiem, emocje sięgają zenitu. Nadeszła chwila, by zdradzić wam niewielką ciekawostkę. Kiedy przekroczycie próg tejże sali w waszych pięknych strojach, to niestety, ale nie będziecie się mogli nimi specjalnie pochwalić. Widok będzie ograniczony, egipskie ciemności i inne takie. Nie bójcie się jednak. Maskę swoich partnerów dacie radę zobaczyć z pewnością. Ale czy rozpoznacie kto, jest kim? Dobre pytanie moi drodzy. Jestem niesamowicie ciekawy, jak poradzicie sobie z tym zadaniem... - do tego momentu uczniowie słuchali. To co było dalej, cóż... przepadło, a raczej nawet nie dotarło do ich uszu.
Uczniowie szóstego roku mieli coś ciekawszego potem. Lekcja OPCM, pierwsza w tym roku i to z nowym nauczycielem. Od początku ich edukacji nie było sytuacji, by nikt nie spóźnił się na pierwszą lekcję. Cuda się jednak zdarzają. Wybiegli z Wielkiej Sali za nim dobrze coś zjedli.

***
Sala Obrony Przed Czarną Magią, 2 września

- Jestem profesor Feltcher. Tyle wiedzy wam wystarczy. Dyrektor dodał wam jakieś ciekawostki na początku. Nie powiem czego oczekuję od was, bo nie licząc skupienia nic mnie więcej nie obchodzi. Jednym wyjdzie, drugim nie. Jak to w szkole. Podręczniki możecie pochować, nie przynosić i czytać w dormitoriach jako uzupełnienie. Ja mówię, wy słuchacie, potem jakieś praktyczne zadania. Czas trzeba wykorzystywać, a zajęcia nauczyć was realnej obrony. Zrozumiano? I nie. Na pytania retoryczne takie jak te, nie odpowiadacie. Nie uprzykrzajcie życie mi, to i ja wam będę miły - Były auror miał głos, który wręcz krzyczał, że sprzeciw kończy się śmiercią. Nie żeby tak było, ale oni, uczniowie, tak to odebrali. Czuć było w powietrzu, że te zajęcia będą najbardziej spokojnymi w historii szkoły. I żaden z obecnych dzieciaków nie śmiałoby rzec, że ten nauczyciel nie zagrzeje na tej posadzie długo. Czyżby wreszcie klątwa zostanie przełamana? Wszystko jest możliwe.
- Przejdziemy do rzeczy. Uważam, że Ministerstwo Magii bardzo ogranicza waszą wiedzę z dziedziny, którą się zajmuję. Jest to zabawne, bo przecież dobrze wszyscy wiemy, a przynajmniej Ci, którzy chociaż otworzyli "Nową Historię Świata Magii" Hermiony Granger, że skutki nieudolnego systemu nauczania były straszliwe. Z tej przyczyny sprzeciwię się dotychczasowym postanowieniom. Możecie zacząć wysyłać listy do rodziców, nie ma problemu. Wziąłem tę fuchę, bo emerytura to nudna sprawa, a wszyscy dookoła uważają, że jestem już za stary na uganianie się za szaleńcami. Tak więc nie zaboli mnie bardzo to odejście, za to wy zostaniecie poddani kolejnym zmianą do których jesteście przyzwyczajeni. Idąc jednak tokiem myślenia, który przed chwilą zgubiłem... Już sobie przypominam! W tym roku zajmiemy się obroną i atakiem. Było to całkiem odkrywcze prawda? Jednakże, musicie wiedzieć, że nie zawsze będziecie wiedzieć przed czym się bronicie. Najróżniejsze zaklęcia z zakresu Czarnej Magii są zmieniane, udoskonalane, a także tworzone przez cały czas. Szarlatani, którzy pragną władzy nie cofną się przed niczym. Mimo, że są tylko trzy Zaklęcia Niewybaczalne to mamy także całą gamę tych, które skrzywdzą wystarczająco. Pytanie do was. Kto słyszał o Zaklęciach Niewybaczalnych? - Mimo, że mężczyzna w podeszłym wieku skończył mówić to jeszcze chwilę echo jego słów odbijało się w sali. Gdy umilkło zupełnie, jedna osoba podniosła dłoń.
- Ja. Avada Kedavra, Imperius i Cruciatus to trzy zaklęcia zwane Niewybaczalnymi. Wykorzystanie któregokolwiek przeciwko innemu człowiekowi kończy się dożywotnim pobytem w Azkabanie. Są uznawane za najgroźniejsze znane czarodziejom, a także, zgodnie ze swoją nazwą, niewybaczalne, ponieważ bezpośrednio wpływają na drugą osobę - Takie to słowa wyszły z ust blondynki. Były dziedziny magii, które ją fascynują. Czasami tej, o której nie powinna słyszeć.
- Jak się nazywasz, moja droga? - zapytał spokojnie nauczyciel.
- Sara. Sara Potter, profesorze - odpowiedziała pewnie. Miała tupet, ale i emanowała siłą. Nawet w obliczu wymagającego człowieka, a raczej szczególnie w takich sytuacjach.
- Widzę, że przeszłość Twojej rodziny nie odchodzi w zapomnienie, albo zwyczajnie nie chcesz robić im wstydu. Cenię to. Tak samo jak zasoby wiedzy. Przyznaję 10 punktów... - tutaj urwał. Jakiemu domowi?
- Slytherin'owi - uzupełniła dziewczyna.
- Dokładnie. Gdy już wiemy o co chodzi, trzeba poszerzyć te informację. Przed śmiercionośnym zaklęciem, Avada Kedavra, nie macie ratunku. Tylko szybkość może was ocalić. Dziś na tym się skupimy. Reakcja i ucieczka. Mimo, że wyda się to wam tchórzliwe, ale często to ucieczka ratuje życie. To żelazna zasada walki. Jeśli wiesz, że nie możesz walczyć, bronić się lub ukryć, uciekaj. Zaczynamy od tyłu. Ucieczka. Z każdymi zajęciami będziemy odnosić tę trzy zaklęcia do tych właśnie zasad walki - Facet zyskał tytuł najbardziej przerażającego w szkole, a nawet jeszcze dobrze nie zakończył swojej pierwszej lekcji. Według Cariny, która właśnie gadała z Księżniczką o tym, czy uda im się przeżyć. Cała klasa miała w sercu tę niepewność.
- Będzie pan rzucał na nas to zaklęcie? - zapytał ktoś z końca sali.
- Nie głupie dzieciaki! Te zaklęcia wpływają nie tylko na osobę ugodzoną. Rzucająca również poddaje się ich działaniu, ale w innym stopniu i znaczeniu. To temat waszej pracy na następne zajęcia. Wpływ Zaklęć Niewybaczalnych na rzucającego i obrywającego. Długość dowolna, byleby z sensem. Nie będę rozwodził się nad czymś takim. Praktyka. Jej musi być najwięcej, więc jeśli chcecie zdać OWUT'emy to będziecie pracować grzecznie podczas odrabiania zadań, bo z nich będziecie mieć wiedzę teoretyczną, wymaganą przez Ministerstwo. Dziś zajmiemy się unikaniem zaklęć. Dobierzcie się w pary. Zasady są proste. Jedna osoba rzuca zaklęcia, ale tylko w miarę nieszkodliwe, druga nie używa różdżki, ma się uchylać. Zostaniecie ukarani następująco: -20 punktów dla domu za wyrządzenie komuś rzeczywistej krzywdy, nie chcę mieć tutaj poważnie rannych, nie trafienie -5, oberwanie również tyle samo. Osoby, która rzucają zaklęcia mają 4 próby. Potem następuję zamiana. Macie 5 minut na dobranie się - Trzeba było przyznać, że zaczął z grubej rury. Podzieleni, ustawienie i gotowi do pracy. Tylko jedna osoba w sali miała z tym problem. Hope była z zaklęć okropna. Nie trafiła ani razu. Nie starała się nawet zbytnio, gdyż uznała, że nauczyciel to świr, który kompletnie nie myśli o tym, że oni muszą zdobyć wymaganą wiedzę. W drugą zaś stronę poszło jej lepiej. Nic ją nie trafiło. Straciła więc tylko 20 punktów. To zawsze lepiej niż 40.
- Jak widzę to koniec. Mogę ocenić, że połowa z was zginęłaby bez różdżki. Kolejne 30% nawet z nią. Zobaczymy na następnej lekcji, czy chociaż będziecie umieli się schować. Chcę was widzieć ubranych na dwór, z różdżkami, na błoniach następnym razem. A teraz wynoście się - Wszyscy machinalnie posłuchali.
Wszyscy, prócz Hope.
- Profesorze, mam pytanie - wydukała cichutko.
- Mów. Panna Potter, jak pamiętam? - odburknął nauczyciel.
- Tak, ale ta druga. Hope Potter, Gryffindor. Sara to moja siostra. Chciałam zapytać, czy jest pan pewny, że tak... restrykcyjne metody są dla nas najlepsze - mówiła szybko i lękliwe dalej.
- Bliźniaczki? To się trafiło. Panno Potter. Nie chcę, aby ktokolwiek mnie pouczał, a szczególnie dziecko. Znam się na tym, a jeżeli masz jakieś wątpliwości to zawsze możesz zrezygnować z kontynuacji OPCM i nie zdawać ich później - odpowiedział jej ostro.
- Ma pan rację. Lepiej będzie, gdy zrezygnuję. Dziękuję za zajęcia - powiedziała już spokojniej i uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Jak sobie życzysz - mruknął na jej słowa.
- Kiedy będą odbywały się zajęcia Klubu Pojedynków? - zapytała jeszcze.
- Piątki, godzina po zakończeniu zajęć. Jesteś pewna, że chcesz się pojawić młoda damo? - Drwił z niej. Czemu się jednak dziwić. Zrezygnowała z jednych zajęć z nim, by pojawić się na innych.
- OPCM nie jest dla mnie. Za to czynne korzystanie z zaklęć owszem. Nie chcę pana urazić, ale moją aspirację nie jest gonitwa za złem, ani walka z nią - odpowiedziała uprzejmie. Nie złamie jej jakiś opryskliwy typ.
- Oczywiście. Nie każdy jest do tego stworzony. A teraz zmywaj się już - I tak oto zakończyła się przygoda Hope z tymi zajęciami. Inni jednak wciąż będą je przeżywać. Sara zaś chyba zabiję siostrę za taki postępek. Nawet w czymś takim okropnie się różnią. Rain, który stał w drzwiach podczas tej rozmowy, był przerażony właśnie tym faktem. Jak i tym, że jego Hope to urocza i tak niewinna istota, że nie potrafiła głośno powiedzieć, że uważa, iż nauczyciel namawia ją do złego. Nie żeby się z nią zgadzał, ale kochał to w niej. Ten urok i skrępowanie, gdy sądzi, że jej opinia to coś na miarę bycia Śmierciożercą.

***
Korytarz na 3 piętrze, 3 września

Są chwile, kiedy człowiek stara zrobić się wszystko, by coś się nie wydarzyło. Wtedy też, zgodnie z zasadą "gorzej być nie może", najgorsze nadchodzi. Carina miała okazję tego doświadczyć. Szła sobie spokojnie korytarzem, o dziwo sama, bo Księżniczka znów jej zniknęła. Nie da się też ukryć, że była okropnie zamyślona. Pewnie, gdyby zobaczyła przed sobą samego Lorda Voldemort'a to by nie zwróciła na to uwagi (ewentualnie nie rozpoznała go, bo ma niewielkie pojęcie o historii, a szkoda, bo nigdy nie wiadomo, czy jej się to nie przytrafi). Przyjemność jaką doznała była dla niej jednak jeszcze bardziej okropna. Wpadła na swojego nowego nauczyciela, Oliver'a. Jedna osoba w zamku, którą miała omijać i nawet to jej nie wyszło. Co za pech!
- Miło Cię widzieć - powiedział chłopak, który okropnym zbiegiem losu, trzymał ją właśnie w ramionach. Wolałaby przywalić w ścianę, niż w niego. Głupia! Głupia, nieumyślna i nierozważna Carina.
- To fajnie. Przepraszam Cię, ale muszę iść - stwierdziła pewnie i pozbierała się w sobie, by zacząć odchodzić dalej przed siebie. On jednak złapał ją za rękę i zaczął dalej mówić.
- A ja muszę z Tobą porozmawiać. Nie zapomniałem Carina. Nigdy - Spełnienie wszystkich koszmarów. Pewnie od razy, gdy spotka Księżniczkę to powie jej, że te głupoty z pocieszaniem nigdy nie działają, bo dzieję się zawsze na odwrót. Nie była już nawet pewna, czy jest zła na niego, czy przyjaciółkę.
- Za to ja szybko nauczyłam się, że lepiej nie pamiętać. Ty zrozum, że kiedy zostawiasz kogoś bez wyjaśnień to i on nie będzie chciał słuchać twoich - Wyrwał mu swoją dłoń i odsunęła się dalej.
- Proszę. To nie było tak - Próbuję się tłumaczyć? Jak uroczo. Wszyscy kochają, kiedy już po czasie ktoś odkrywa jakie coś jest istotne.
- Idealny Puchonek nie może pozwolić sobie na niedociągnięcia? Wybacz, ale nie mam zamiaru być naprawianym błędem życia pana doskonałego. Właśnie! Panie profesorze, to niewłaściwe byśmy prowadzili takie rozmowy - Niech poczuje to co ona. Kto zabroni jej męczenia go? Sam się prosił, przynajmniej ona tak sądzi.
- Nie mów tak. Nie jesteś już dzieckiem. Powinnaś rozumieć - mówił już mniej przekonany i bez wiary w to, że uda mu się cokolwiek wyjaśnić.
- Co zrozumieć? Zabawiłeś się uczuciami dziecka. Tyle zrobiłeś. Wiesz jakie to było głupie? Miałam czternaście lat, a ty osiemnaście. Nie można nazwać tego nawet związkiem. A potem był koniec. Poszedłeś dalej i zapomniałeś o mnie. Przez 3 lata, ani słowa, po czym wpadasz do zamku i zostajesz nauczycielem - odpowiedziała mu tonem tak obojętnym, na jaki było ją w tej chwili stać.
- Nie mogłem tego ciągnąć. Musiałem dalej się uczyć, aby kiedyś tutaj przybyć. Marzyłem o tym i osiągnąłem swój cel. Tak było lepiej dla nas obojga. Nie jesteś głupia. Dobrze wiesz, że w tamtym czasie byłem dla Ciebie za stary - Brzmiał tak, jakby wszystko co kiedykolwiek przeszedł było suchym faktem.
- A teraz nie jesteś? Wiesz co zrobiłeś? Popsułeś mnie. Nienawidzę Cię za to - Odpowiedziała mu, ale chyba po to, by utwierdzić w tym siebie. Że to jego wina, iż jest względem płci przeciwnej taka, a nie inna. Łatwo zwalać na kogoś winę.
- Tak? Szkoda, bo ja nigdy nie przestałem Cię kochać - stwierdził smutno i odwrócił\wzrok.
- Kochać? Nie bądź śmieszny. Między nami nigdy nic nie było. Dzieci nie darzą nikogo romantycznymi uczuciami. Więcej miłości jest pomiędzy Księżniczką, a Cenaturusem, niż między nami kiedykolwiek - Te słowa wyszły z jej ust w bardzo nieodpowiednim momencie.
Jerome właśnie szedł po korytarzu i na pewno usłyszał ostatnie zdanie. Gdy Carina to zauważyła wpadła w szał. Chłopak uciekł, a ona musi jak najszybciej odnaleźć przyjaciółkę.
- Widzisz co narobiłeś? Przepraszam pana profesora, ale muszę ratować innych ludzi przed problemami. Powinien pan się tego nauczyć. Człowiek, nie eksperyment. Znaczna różnica - Po tych słowach zaczęła biec szybciej, niż kiedykolwiek w swoim życiu. Musiała znaleźć Sarę, przed Jerome'm. Chociaż bardziej chodziło o ucieczkę przed Oliver'em. Od jego miodowych, błyszczących oczu, potarganych włosów koloru pnia drzewa i delikatnego głosu, który zmuszał jej podświadomość do wybaczenia, które dla niej nie było możliwe.

***
Pokój Wspólny Slytherin'u, 6 września

Wbrew temu, że i Księżniczka, i Carina miały pewność, iż Jerome coś zmaluję, nic się nie wydarzyło. Trzy dni minęły zwyczajnie. Miały nawet przyjemność nie pokazać się na pierwszej lekcji Eliksirów, a to dlatego, że w szkole była wizytacja Ministerstwa dotycząca bezpieczeństwa w zamku i nie miały żadnych zajęć tego dnia. Siedziały więc w Pokoju Wspólnym i zastanawiały się co brat Sary knuję. Bo było jasne, że coś zrobi. W życiu nie przegapiłby żadnej okazji, by dokopać Centaurusowi. Do tego, kiedy ma powód jest chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Co mu teraz siedzi w głowie? To właśnie pytanie na które próbują odpowiedzieć.
- Nie chciałam Księżniczko. To takie głupie. Pewnie już coś kombinuję...- zaczęła przerywając ciszę Carina. Była na prawdę zła na siebie i własną nieodpowiedzialność. Źle się czuła, kiedy patrzyła w oczy przyjaciółce.
- Trudno. Pokrzyczy i mu minie - Wiedziała, że tak będzie. Nie widziała powodu do tego, by specjalnie przejmować się tym. Nigdy tego nie robiła. Nie jej problem. Centaurus był po prostu. Dosłownie. Był. I na tym się kończyło.
- Ale co będzie z moim bratem? - Dobre pytanie. Więzi rodzinne nie są zbyt mocne w ich przypadku, a akurat tego brata lubi mniej, jednakże zawsze pozostanie jej rodzeństwem.
- Dostanie po twarzy? Oberwie zaklęciem? Nic gorszego go nie spotka - Nie była tego taka pewna, bo Jerome miał w rękawie ciekawe pomysł mimo swojego ograniczonego móżdżka. Obojętność. To słowa\przyświecało jej niczym jakaś mantra, którą mogła sobie powtarzać.
- Może. Jesteś gotowa do balu? - Problemy, problemami, ale to było istotnie ważne! Takie wydarzenie, pierwsze w historii... Trzeba być stylowym.
- Mam maskę. Jest piękna, ale suknię muszę zakupić. Jeśli ty też jesteś nie w pełni gotowa to możemy się wybrać na zakupy - Propozycja iście nie do odrzucenia. Kto nie lubi zakupów? Większość społeczeństwa, ale one do tej grupy nie należą.
- Świetny pomysł. Pokażesz mi swoją maskę? Dzień przed balem Ci pasuję? - Kiedy jej nie pasowało? Ach, te pytania z oczywistą odpowiedzią.
- Jasne - Krótko odpowiedziała Sara ignorując kompletnie pytanie o ujawnienie maski. To była jej słodka tajemnica.

***
Pokój Wspólny Gryffindor'u, 7 września

Każdy ma własne życie. Jedni cenią sobie w nim możliwość spełniania marzeń, inni sprawdzenia własnych możliwości, a jeszcze inni zdobywania wiedzy. Ile ludzi, tyle powodów dla których żyją. Jerome ustanowił wraz z przyjacielem nową grupę. Typ, który ceni sobie głupawe zemsty. Większość czasu spędzają właśnie na takiej czynności. Rozmowy na temat: "Jak tu kogoś pogrążyć?". Bal zbliżał się wielkim krokami, więc muszą działać szybko, jeśli chcą, by właśnie tego pamiętnego dnia się to wydarzyło.
- Powtórz jeszcze raz całość. Muszę być pewny, że wiesz co robimy - rzeczowo stwierdził Jerome, czekając, aż jego towarzysz ułoży sobie wszystko w głowie.
- Wchodzisz w swojej niewidce, ja go obserwuję i czekam, aż zbliży się do jakiejś panienki, gdy tańczą razem popychasz go, ja zbieram damę, ty dajesz mu po twarzy jakimś żarciem, potem ściągasz mu portki, a mnie już nie ma - Mówił te słowa głosem znudzonym, jakby słyszał to już... zaraz. On słyszał to już z milion razy.
- Brawo. Pilnujesz, obserwujesz, dajesz cynk - Dla pewności powtórzył jeszcze raz jego kumpel.
- Yhm... - wychrypiał jedynie drugi i ziewnął. Nie była to interesująca rozmowa. Dla niego wszystko co nie jest działaniem to nuda. Tak przynajmniej utrzymuje.
- No to widzimy się 9 na balu - powiedział żywo Jerome i odszedł.

***
Pokój Wspólny Slytherin'u, 8 września

Zakupy. Mniej, lub bardziej udane, ale można uznać za zakończone dla tych dwóch pań. Dwie piękne suknie wisiały sobie spokojnie w ich szafach, a maski były ukryte najlepiej jak się da. Nikt przecież nie może rozpoznać ich tak łatwo. Na tym polega ta zabawa. Zdążyły zapomnieć już o problemie poprzednich dni i popadły w szał przygotowań. Mniej niż dwadzieścia cztery godziny do wielkiego wydarzenia! Nie można niczego pominąć. Mimo, że w sumie zapadła już noc, a następnego dnia czekają na nie zajęcia to nie mogły nie wpaść w ten trans. Opracowanie szczegółów wyglądu takich jak paznokcie, makijaż i inne duperele są istotne na balach.
- Sądzisz, że jakoś się tam znajdziemy? - zapytała Carina, bo nie miała kompletnie pomysłu na to. Nie żeby chciała być cały czas przylepiona do przyjaciółki, ale lepiej w razie potrzeby mieć kogoś pod ręką.
- Nie - odpowiedziała i machnęła ramiona. Nie była naiwna. Wejdą, zajmą się zabawą i spotkają się dopiero rano. Nie warto oszukiwać się w tym temacie.
- Urodzona optymistka z Ciebie - mruknęła zawiedziona. Spodziewała się jakiegoś kłamstwa. Zbyt często zapomina, że Sara jest bezwzględna. Taki charakterek.
- Realistka, Carino. Realistka - poprawiała ją ze śmiechem druga. To nazywa się prawdziwa\przyjaźń. Żadnych czułości, tylko wyzwiska i bitwy.

***
Wielka Sala, 9 września

Sala była tego wieczoru piękna. Nad głowami obecnych w sali unosiła się błyszcząca powłoka, a całe pomieszczenie zachodziło mgłą, przez którą przebijają się zaledwie kontury gości. Mimo, że mogłoby się wydawać, iż taki cichy bal, miałby atmosferę przygnębiającą i zbyt cichą, to wcale tak nie było. Owiane tajemnicą sylwetki przyciągały się nawzajem, próbowały rozmawiać, porozumiewać się, a najlepsze w tym wszystkim był fakt, że nie miały pojęcia kto kryje się pod maską. Oczywiście prócz tej pięknej części, znaleźli się tacy, którzy wykorzystali okazję i chcieli się poważnie zabawić. Przy stolikach z piciem i jedzeniem przewijał się alkohol. Nauczyciele byli wmieszani w tłum, a po za tym nikt nie może ściągnąć w pomieszczeniu maski, więc byli anonimowi. Okazja dla młodych napaleńców, szkoda, że nikt tego nie przemyślał. Była jednak jeszcze reszta, w tym sporo tańczących osób na parkiecie. Nikt nie podpierał ścian. Nie licząc jednej osoby w czysto białej masce (taka jak tu) i czarnym garniturze. Nie trzeba było wysilać się zbytnio, by wiedzieć, że raczej nie życzy sobie towarzystwa. Nie każdy jednak był tak wspaniałomyślny. Dziewczyna o blond włosach ruszyła w jego stronę. Nie miała chwilowo towarzystwa, a w tle leciała piosenka, która wydawała się jej zbyt brutalna jak na bal, ale przecież z ich dyrektorem można było się tego spodziewać. (Ta piosenka towarzyszyła mi przy pisaniu tego fragmentu i pasuję mi tutaj, kliknij jeśli chcesz posłuchać.) Chłopak nie mógł dostrzec uśmiechu, który dobrze skrywał się pod czarną, przyozdobioną mieniącym się wzrokiem, maską (taką jak tu). Wyciągnęła do niego dłoń, a on chwycił ją. Wciąż nie miał ochoty na żadne tańce, ale gdy spojrzał w błękitne ślepia wiedział kto mu towarzyszy. I bardzo spodobało mu się to. Inni mieli zaś inne odczucia, co do tego wieczoru. Matthew i Jerome popsuli swój plan. Zgubili Malfoy'a bardzo szybko i starali się go odnaleźć. Gdy wreszcie go dostrzegli, widzieli, że trzyma w objęciach blondynkę, która kiwa przecząco głową. Mimo złotej maski na jej twarzy (takiej jak ta), nie trudno było stwierdzić, że dziewczę nie ma ochoty na jego towarzystwo. Gdy chłopak pod peleryną niewidką zbliżył się do tej dwójki, był\pewny, że trzyma w objęciach jego siostrę. Czyżby nie była ona, aż tak głupia, a jej przyjaciółka palnę taką głupotę pod wpływem chwili? Z pewnością. Wkurzony nie przemyślał swojej decyzji i popchnął ich zbyt mocno. Niestety ucierpiała na tym jedynie panna Potter. Malfoy uderzył o stolik i przypadkiem włożył dłoń do jakiegoś napoju. Ona zaś pechowo wykręciła sobie nogę i miała ochotę krzyczeć. Po jej twarzy płynęły łzy. Jakże inteligentny brat nie pomógł jej nawet wstać. Zamiast tego przypatrywał się jak jego kumpel pozbawia zgodnie z planem spodni tego drugiego. Gdyby nie ciemnowłosy chłopak w masce w kształcie liścia o widocznym każdym "nerwie" (taka) pewnie siedziałaby tam bezruchu już do końca. On jednak podniósł ją z podłogi i zaczął się przedzierać przez tłum, by ją wynieść. Dzięki Merlinie za choć jednego trzeźwego i myślącego na sali.


niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział II "Niespodzianki"

Witam ponownie! Liczę na to, że jeszcze tu jesteście i nie uciekniecie szybko. W końcu po coś tworzę, prawda? Dla tych, którzy jeszcze nie dostrzegli małej zmiany. Po prawej jest zakładka "postacie". Może trochę pomoże. :)


Rozdział II "Niespodzianki"

***
Peron 9 i 3/4, 1 września

Nadszedł kolejny wiekopomny dzień. Jedni po raz pierwszy wyruszają w podróż ku Hogwarcie, inni ostatni. Wciąż jednak buzują w nich emocję podobne do tych z dawnych lat. Magia nigdy nie przemija. Kolejny rok i jeszcze więcej wrażeń. W tym miejscu po prostu nie może być nudno.
Stali tak, więc na peronie, który od zarania dziejów nie zmienia swego wyglądu, i czekali. Nie obeszło się oczywiście bez rozmów i pewnych przytyków, ale jak na ostatnie wydarzenia był to ogromnie spokojny czas. Nikt nie zginął, a to sukces na miarę Orderu Merlina.
- Hope, błagam Cię. Słyszałam to już milion razy. Muszę rzucić w Ciebie jakąś klątwą, żebyś zamknęła swoją jadaczkę? - zapytała oschle Sara, gdy miała przyjemność po raz kolejny wysłuchiwać jaka to jest durna, ufna i łatwa. Każdy by miał dosyć, a osoba taka jak ona tym bardziej. Robią z niej owieczkę, która wychodzi na spotkanie wilkowi, a prawda jest taka, że równie dobrze to ona może być wilkiem w tej bajce.
- Nie chcę żebyście się kłócili - wyszeptała bezsilnie. Nie miała już pojęcia jakich słów użyć, by dotarło. Powtarzają ten schemat małych wojen za każdym razem. A ona potem się martwi. W sumie to jej wina, że jest taka podatna, ale co zrobić? Rodzina to rodzina, o nią trzeba walczyć.
- A ja chciałabym w tym momencie znaleźć Centaurus'a i robić wszystko, co tak bardzo was kuje w oczy, słoneczko - odpowiedziała i ze swoimi typowym uśmiechem odeszła od siostry. Oczywiście krokiem żyjącej bogini, bo w każdej sytuacji musi utrzymywać swój piękny obrazek. Pewnie nawet, gdyby była od razu po wypadku to wstałaby i poszła przed siebie, by udowodnić, że nie potrzebuję nikogo i niczego. W takich chwilach Hope pomyślała, że jeśli charaktery można by było zobaczyć to już nikt nie powiedziałby, że są podobne. Ona w swoimi mniemaniu nie jest taka wulgarna. Nie żeby ktoś się przyczepiał, ale w sumie była to maleńka hipokryzja. To ona sobie zaczęła wyobrażać "co kuje ich w oczy". Sara ten temat przemilczała. Skomplikowane są te siostrzane relację. Nie tylko one. Braterskie, również nie mają się dobrze, ale o tym już wiemy. Czas nadszedł pokazać żywot typowego, popularnego Gryfona. Jerome Potter ma przecież życie po za swoimi rodzeństwem, mimo, że głównie w ich los lubi się wcinać. Jest starszym bratem, to jego naturalny obowiązek. Gdy nie wchodzi w rolę braciszka ma inne aspirację.
- Matthew musimy coś wymyślić - stwierdził rzeczowo Jerome. Ten chłopak jest prosty i się nie patyczkuję.
- Co? - żadnego wyjaśnienia, głębszego zainteresowania. Na tym to właśnie polegało. Razem pakowali się we wszystko, a żalili tylko po alkoholu.
- Centaurus. Rozbiera wzrokiem Księżniczkę. To jednak nie takie dziwne. Gorzej, że ona chyba też zaczyna. Trzeba coś z tym zrobić. Szybko. Jest okazja, by spotkał się z podłogą. Nie zmarnujmy jej - odpowiedział jakby było to... cóż to jest codzienność. Krzywe spojrzenie, jego brak, plotki. Nie ważne co jest przyczyną. Ci dwaj to Gryfoni, którzy nie zmarnują żadnej okazji do tego, by uderzyć.
- Jakieś konkretne plany? - zapytał. Z nich dwóch to ten drugi był mózgiem operacji. Szkoda, że tylko nim, bo własnego nie posiada.
- Zastanowimy się w drodze. Z tego co słyszałem od prefektów to szykuję się coś z okazji rozpoczęcia roku. Tam możemy go jakoś pogrążyć - powiedział bardzo dumny z tego, że ma informację o których inni mogą pomarzyć. Zawsze wyprzedzał fakty. Do tego jeśli jego źródło się nie myli, to już na starcie będą mieli okazję coś zmalować. Mniej więcej tak kręciło się koło jego życia. Czego jednak oczekiwać po nastolatku?
Zależy po jakim, bo okazuję się, że istnieją tacy co posiadają ośrodek myślowy.
- Hope? Jesteś tu jeszcze? - zapytał delikatnie Rain. Nie miał kompletnie pewności jak sobie radzi tym razem jego przyjaciółka. Nie żeby kiedykolwiek sobie radziła, ale chyba po prostu chciał, żeby było lepiej z jej przystosowaniem się.
- Hmm? Tak. Tak sądzę - odpowiedziała trochę nieobecnym głosem. Czyli miał rację.
- Czyli źle sądzisz. Spróbuję Cię rozweselić dwoma słowami, dobrze? - zaproponował. Miał rzeczywiście jej coś do powiedzenia i wierzył, że ją to ucieszy.
- Strzelaj. Jeśli Ci się uda to pozwolę Ci namówić mnie na wszystko - ona nie miała takiej pewności. Chłopak był takim optymistą, że ciężko powiedzieć, iż myślał trzeźwo.
- Będzie bal - rzekł krótko i czekał na reakcję. Nie pomylił się. Hope może była miła, bała się dużych tłumów, ale jest jedna rzecz, która zmienia wszystko. Taniec.
- Wygrałeś o ile nie kłamiesz - stwierdziła, a cała jej twarz rozpromieniła się.
- Czy kiedykolwiek to zrobiłem? A ta informacja krąży już po całej stacji. Ponoć dyrektor Smith na to wpadł - odpowiedział i złapał się dłonią w okolicach serca udając, że jest załamany brakiem wiary w siebie.
- Ten człowiek zaczyna szaleć. Nowy nauczyciel od OPCM... - zaczęła, ale nie dane jej było skończyć.
- Brakuje słowa znowu. Ta posada jest przeklęta - wciął się chłopak.
- Tak, a teraz daj mi skończyć! Mamy też nowego nauczyciela Eliksirów od tego roku. Co więcej jest to ponoć człowiek, który bardzo niedawno temu skończył Hogwart. Możemy go znać! - mówiła z podnieceniem. Misja uznana za zakończoną powodzeniem.
- Zaczynam się bać co raz bardziej - mruknął i zaczął gilgotać Hope. Nie miał ochoty opowiadać jej jak złe są jego przeczucia i ile rzeczy może się przydarzyć w związku z tym nowym członkiem kadry. Połowa z nich to tylko wygórowane domysły, nie warto się nad\nimi rozwodzić, a ona miała łaskotki tak okropne, że jeśli miałaby wybrać najgorszy rodzaj śmierci to właśnie byłoby to. Tak, więc skończyło się to tym, że oboje turlali się po peronie, a wszyscy patrzyli na nich jakby byli w wieku pierwszoklasistów. W tym czasie jej bliźniaczka, jak przystało na dumną kobietę była zajęta. Hope była pewna, że jest ze swoimi nowym ukochanym, ale prawda była taka, że w tym momencie spędzała czas z przyjaciółką. Po co jednak mówić siostrze prawdę?
- Rodzinne sprawy, tak? - Pytania na które zna się odpowiedź to chyba te najczęściej zadawane.
- Nie. Zazdrość nieudolnej laski, która jest moją siostrą - burknęła jedynie.
- Nie jest tak źle. Ja mam dwóch braci psychopatów. Ty uroczą bliźniaczkę i nadopiekuńczego braciszka - odpowiedziała na to Carina i rzeczywiście tak uważała. Jerome może wtykał nos w nie swoje sprawy, ale jednak zależało mu na rodzeństwie w jakiś pokręcony sposób.
- Ale oboje są mega przystojnymi uczniami i Ślizgonami - mruknęła, bo chciała podejść do Centaurusa, ale coś takiego jak siostrzana miłość się w niej odezwała. Może byli durnymi Gryfonami, ale rodziny się nie wybiera. Rozpętanie burzy za nim pojawią się w szkole i to na oczach wszystkich było głupie nawet jak dla niej.
- Nie używaj tego słowa względem nich. To moi krewni - stwierdziła tylko i uśmiechnęła się na widok Expressu Hogwart. Nareszcie jadą w miejsce, gdzie tętni życie.

***
Hogwart Express, 1 września

Starsi uczniowie mieli zdecydowanie łatwiej. Wystraszone jedenastolatki kręciły się po korytarzu i nie miały pojęcia co ze sobą zrobić. Prefekci próbowali ich jakoś kierować, aby trzymali się wspólnie, bo w końcu starsi mieli swoich kumpli i średnio im się podoba towarzystwo takich dzieci. Zależy od człowieka, ale tak z zasady już jest. Prawie na samym końcu w pustym przedziale usiadła Sara. Kompletnie nie mogła sobie przypomnieć kiedy zgubiła swoją towarzyszkę. Najwyżej odnajdą się po zatrzymaniu pociągu i tyle. Przyjaźniły się, ale potrafiły przebywać też z innym towarzystwem. Problem w tym, że ona nie miała przez chwilę żadnego. Na chwilę, bo nim się dobrze obróciła zobaczyła jak ktoś odsuwa drzwi przedziału.
- Witaj Księżniczko - powiedział Cepheus i zajął miejsce przy oknie na przeciwko niej. Nie na takie towarzystwo liczyła, ale nie miała też nic przeciwko. Chłopak wygląda jakoś (jakoś? to chyba zbyt słabe słowo), jest inteligentny i mało kto wie o nim cokolwiek więcej niż to, iż jest bratem Centaurusa i Cariny. Mogła trafić gorzej.
- Hej - odpowiedziała krótko i zaczęła się wpatrywać się w widok za oknem. O czym niby mogli rozmawiać? Pogoda. Tyle, że nikt nie lubi o niej rozmawiać. Chyba, że jest staruszką, która karmi gołębie, wtedy to inna sprawa. Tak więc siedzieli sobie w przedziale. On gapił się na nią, a ona udawała, że nic jej to nie robi. Co za wspaniała technika. Było to przytłaczające. Musiała przerwać takie zachowanie. Można ją podziwiać, ale we wszystkim trzeba mieć umiar.
- Przestaniesz? - burknęła i zaczęła gapić mu się prosto w oczy. Nikt, chyba, że sama tego nie ze chcę, nie będzie robić z niej żywego obrazu.
- Powinnaś wyrażać się jasno. W tej chwili robię wiele rzeczy. Co konkretnie? - Czy on się z nią droczy? Świetnie. Lubimy gierki? Też można.
- Najlepiej oddychać - warknęła sądząc, że znajdzie jakiś sposób, by się go pozbyć. Czuła, że w głowie ma za dużo. A gdy jest za dużo to wpycha się to innym.
- Jesteś bardzo nerwowa. Radzę Ci w przeciwieństwie do mnie, zacząć - Było coś w tym? Czego chciał? Ma jakiś plan? To wie tylko on sam.
- Proszę, byś przestał się na mnie gapić. Wystarczy? - Jadowity, a zarazem słodki głosik. Miód dla każdych uszu.
- Nie - odpowiedział krótko i posłał w jej stronę uśmiech. Czuła, że szybko nie pójdzie.
- Rozwiniesz się o powód? - Była trochę zła, ale suma, sumarów to podobało się jej, że nie zanudzi się bez Cariny.
- No nie wiem. Siedzi przede mną nie najgorsza dziewczyna. Może to dlatego? - NIE NAJGORSZA? Dobry żart. Ona jest piękna. Wszyscy to wiedzą.
- Tylko tyle? Wstydzisz się powiedzieć jaka jestem? - Nie żeby nie wiedziała, ale gdyby Największe-Opanowanie-Na-Świecie to przyznałoby, miałaby nowe osiągnięcie na swoimi koncie.
- Powiedziałem wszystko, co chciałem. Zawiedziona? - Kobiece uroki urzekały go, jednakże nie omamiały. Potrzeba czegoś więcej.
- Trochę. Chyba muszę udowodnić Ci, że jestem nie najgorsza, a najlepsza - stwierdziła i zrobiła minę, która krzyczała "knuję coś!".
- Próbuj. Życzę powodzenia - odpowiedział i rzeczywiście, był ciekawy. Żałował, iż nie dowie się od razu jakie kroki podejmie, bo do przedziału po raz kolejny ktoś się wprosił.
- Wreszcie Cię znalazłem - stwierdził Centaurus i od razu przysiadł się do dziewczyny. Za nim weszła jej przyjaciółka.
- Chowałaś się, czy co? - zapytała, jawnie, wkurzona przyjaciółka Sary.
- Też się cieszę - mruknęła i pocałowała krótko chłopaka. Ten objął ją i uśmiechnął sam do siebie. Rodzeństwo, jakby raz w życiu pokazało, że są bliźniętami w tym momencie.
- Obrzydliwe - równo powiedzieli i zasłonili oczy.
- Może być znacznie gorzej - stwierdził i zjechał dłonią po jej plecach. Szybko jednak zbyła go.
- Albo lepiej, jeśli nie będziesz się zachowywał - Kolejny oddech uroku. Tego złego i wyrażającego określone, negatywne uczucie.
- Oczywiście, Księżniczko - odetchnął porozumiewawczo i odsunął się od niej.
W przedziale atmosfera przez całą podróż była napięta. Rozmawiali o niczym, bo poruszanie pewnych tematów było zbyt ryzykowne, szczególnie, że Cepheus wciąż wpatrywał się w Sarę.

***
Wielka Sala, 1 września

Uroczyście i dostojnie. Nie licząc gwaru rozmów młodzieży. Nauczyciele byli spokojni i raczej wypoczęci. Wszystkim rzuciło się w oczy, że wśród kadry zmienili się dwaj nauczyciele. Trzeba było jednak przeżyć Ceremonię Przydziału, a potem przemowę dyrektora.
- Sara, widzisz tego nowego? - zapytała drżącym głosem Carina.
- Widzę nawet dwóch, to nie zbyt trudne - odpowiedziała jej.
- Przyjrzyj się temu młodemu. Znamy go. Co z nie fart. Pamiętasz go? - mówiła z przerażeniem.
- Co ty dajesz? Co jest z nim nie tak? Przystojny, młody i może nie zanudzi nas na śmierć. Dostrzegam same plusy - Czyżby czegoś nie dostrzegała?
- Oliver - wyszeptała krótko.
- To nie może być... - zaczęła, ale gdy mu się przyjrzała nie mogła zaprzeczyć.
- Nie może, ale jest. Zabij mnie, błagam - prosiła Carina. Jeśli ją pamiętał to lekcję będą... co najmniej dziwne.
- Damy sobie radę. Może Cię nie pamięta? - Optymizm. Ponoć ratuję życie w niektórych sytuacjach.
- Oby - wydukała tylko, po czym doznała wielkiej radości, gdyż nie musiały kontynuować rozmowy.
Dyrektor rozpoczął swoje przemówienie.
- Witam was drodzy czarodzieje! Naszych nowych uczniów trzeba krótko wprowadzić, a i wy, nasi starzy przyjaciele, musicie wiele usłyszeć. Zaczniemy od małej zmiany w gronie nauczycielskim. Przedstawiam wam starszego już, ale młodego duchem Markusa Fleltcher'a, nowego nauczyciela OPCM. Jest emerytowanym aurorem i z pewnością przekaże wam ogromnie dużo nowych i przydatnych informacji. Nad programowo poprowadzi także Klub Pojedynków. Kolejnym nowym profesorem jest Oliver Over, bardzo młody człowiek i absolwent naszej szkoły, który z pewnością zarazi was swoimi zapałem do Eliksirów. Proszę też starszych uczniów, by odnosili się do niego z szacunkiem, mimo, że kilka lat mieli okazję spędzić z nim w układach towarzyskich. - zaczął, ale dla dwóch blondynek przy stole Ślizgonów mógł skończyć.
- To on - powiedziała Carina i złapała się za głowę. Dyrektor musi jednak kontynuować. W sumie pewnie nawet gdyby wiedział, że jej się to nie podoba, to by to zrobił.
- Z oczywistych rzeczy, ale trzeba je przypomnieć. Uczniom nie wolno opuszczać Pokojów Wspólnych po godzinie 22, a po godzinie zerowej, mają obowiązek znajdować się w swoich dormitoriach. Zabrania się korzystania ze środków odurzających, alkoholowych, nikotynowych na całym terenie Hogwartu. Nie wolno odwiedzać Zakazanego Lasu bez nauczyciela. Wejście do Działu Zakazanego jest możliwe tylko za zgodą jakiegokolwiek profesora. Przebywanie na zewnątrz zamku, czy też na korytarzu podczas zajęć jest karane ujemny punktami dla domu. Macie obowiązek i przyjemność się kształcić, dlatego wagary nie są dobrym pomysłem. Młodsi, kierujcie pytania do Prefektów lub profesorów. Starsi, pokazujcie, że jesteście tu nie bez przyczyny. Teraz czas na przyjemniejszą informację. Rada zadecydowała, że w ramach integracji uczniowie klas 6 i 7 przeżyją tutaj, w zamku bal. Nie tak zwykły, bo będzie rządził się swoimi prawami. Każdy musi mieć na sobie maskę na którą nałożony zostanie czar, uniemożliwiający zdjęcie jej w pomieszczeniu. Kolejna rzecz to fakt, iż nikt nie będzie mógł się odezwać do nikogo. Cichy bal. Muzyka i taniec. Będziecie wyrażać siebie po przez gesty i spojrzenie. Ciężko będzie kogoś rozpoznać, ale oto i chodzi. Integracja moi drodzy. Ostatnią rzeczą jest fakt, że jeśli opuścicie salę to nie będziecie mogli już do niej wrócić. Sądzę, że będzie to dla was wszystkich wspaniała przygoda i nowe doświadczenie. Macie kilka dni na zadomowienie się, obeznanie z planami i przygotowania do balu. 9 września czeka was to zdarzenie! Młodsi zaś niech nie będą smutni. Bal zostaje wprowadzony jako nowa tradycja zamku, będziecie mieli, więc okazję, również przeżyć go w przyszłości. Teraz rozpocznijmy ucztę! - zakończył, a w pomieszczeniu zaczęło wrzeć. Większość nie myślała już o jedzeniu, emocje sięgały zbyt daleko, by się zajmować się czymś takim.
A Carina tylko walczyła ze swoimi myślami. Jerome i Matthew z planem pogrążaniach innych, a Hope i Rain nad tym, czy Oliver bardzo zmienił się przez ten czas. Kiedyś był po prostu spokojnym Puchonem z talentem. Od jutrzejszego dnia stanie się ich profesorem.




poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział I "Cisza przed burzą"

Nadszedł czas pokazać historię właściwą, czyż nie? Mam nadzieję, że wasze nadzieję się spełnią. Ewentualnie, iż rozdział was nie zniechęci. Proszę o opinię i opis wrażeń. Tylko kulturalnie i konstruktywnie. Sprawiedliwość musi być. Polecam też czytać uważnie, bo pojawi się mały przydatny później szczegół, jeśli chodzi o bohaterów. Nie zdradzę jednak niczego więcej, by nie psuć zabawy. Miłego czytania. ;)

Rozdział I "Cisza przed burzą"

***
Malfoy Manor, 31 sierpnia

Jeśli ktokolwiek sądził, że wcześniej rezydencja Malfoy'ów była zachwycając musi znaleźć nowe określenie na to, czym po latach stało się to miejsce. Budynek jest monumentalny. Śnieżnobiały z wielkim oknami i ogromną ilością pokoi. Można powiedzieć, że stał się już pałacem. Nie powinno, więc dziwić, że jego mieszkańcy, również żyją i zachowują się, jak książęta. Głowa rodziny niedawno pochowała żonę, a w budynku zamieszkują już tylko jego synowie, córka i skrzaty. On sam zaś zamieszkuję w swojej nowej rezydencji w Szkocji, kompletnie odcinając się od życia dorastających chłopaków. Niezwykły jest fakt, że to miejsce jeszcze jakoś się trzyma. Może to dlatego, że dziewuszka, która tam przebywa nie postradała zmysłów i głównie czas spędza po za jego murami. Tak więc dewastacją rodzinnego przybytku zajmują się dwaj bracia, którzy choć spokrewnieni, są porównywalni do ognia i wody. Każda ich rozmowa kończy się bardzo wybuchowo. Temperamentni. Czasami słusznie można powiedzieć, że Carina mądrzę czyni uciekając. Niewiedza jest w tym przypadku błogosławieństwem. Tak jak przy rozmowie z dnia, przed wyjazdem. Czego uszy nie słyszą, tego Cariny nie zaboli.
- Jesteś śmieszny Centaurus - stwierdził spokojnie, ale głos jego, przesiąknięty był typową pogardą. Nie potrafił inaczej odnosić się do tego człowieka. Mieli tak skrajne podejście do życia, że to cud, iż jeszcze oboje żyją. Poprawił dłonią swoją blond fryzurę i czekał na zdetonowanie bomby jaką zawsze są słowa jego brata.
- Tak? Świetnie. Co tak bardzo polubiłeś Księżniczkę? Hmm? Biedny, mały Cepheus zakochał się? - krzyczał w niebogłosy chłopak. Był zdenerwowany, choć to mało podziwiane. Są dwa tematy jakich się nie porusza podczas rozmowy z nim. Poważna gatka o dziewczynach, które dla niego były niczym zabawki i mama. Młodszy z nich, czyli obecny obwiniający, robi obie te rzeczy przy każdym ich spotkaniu.
- Idioto. Nie zastanawiałeś się może, że ona jest w jednym domu z nami? Do tego to najbardziej Ślizgońska dziewczyna, jaką kiedykolwiek poznaliśmy, wiesz o tym. Nie jest kolejną, która wejdzie Ci w ramiona, a potem rozłoży nogi. Nie ten typ chłopie. Bierz też pod uwagę, iż jej brat Cię nienawidzi i spróbuję Cię zabić przy pierwszym spotkaniu, kiedy już się dowie. Jerome i ty toczycie wojnę od chwili, gdy zderzyliście się przypadkiem na peronie na pierwszym roku, a ty sądzisz, że dasz radę na jego oczach, obmacywać jego siostrę? Jestem pewny, że nie odróżnisz nawet Sary od jej bliźniaczki. Co wtedy? Skończysz z opinią człowieka, który rzuca się na dziewczyny jak na mięso w sklepie. Ohh nie! Zapomniałem. Ty już taki jesteś - wywodził się drugi. Nikt nie będzie mu wmawiał żadnych uczuć. Za to inteligencji nie można było mu odmówić. Prawie całe życie zastanawia się, jakim cudem jego brat skończył w Slytherin'ie. Był tak podobny do Gryfona, że szczęka opada. Bardziej myślał swoimi przyrodzeniem, niż mózgiem. Sara to piękna dziewczyna, ale posiada jeszcze coś, czego on nigdy nie miał. Intelekt. W to przynajmniej wierzył młodszy z braci. Nie chciał problemów. Woli siedzieć cicho i w samotności, niż jak starszy, być w centrum uwagi. Bójki, kłótnie, ucieczki. Tak wyglądało życie starszego. O dziwo, jakby historia odbijała się na przyszłości, nienawidził się wraz z Potter'em. Wszystkie relacje uczniów obecnego 6 i 7 roku żyją w skomplikowanym świecie. Ostatnio w czasie wakacji wszystko jeszcze bardziej, zamieniło się w bagno. Centaurs przystawia się do Sary, siostry swojego największego wroga, Jerome'a. Żeby było ciekawiej dziewczyna przyjaźni się z ich siostrą Cariną, bliźniaczką Cepheus'a (spokojnie, są dwujajowi, niestety w przeciwieństwie do bliźniaczek Potter, które odróżnia tylko jeden, istotny szczegół). Tak, więc wśród wszystkich konfliktów zapowiadało się jeszcze na kolejny, chyba, że starszy Malfoy zrozumie, jakie ryzyko podejmuję.
- Nagle zrobiłeś się taki święty, co? Morderca, który martwi się o biedną dziewczynkę? Kto tutaj jest żałosny, braciszku? - ostatnie słowo zostało praktycznie wyplute przez chłopaka. Uderzył jednak w czuły punkt.
- Nie jestem święty. Jednak nie mówimy obecnie o moich czynach, tylko o tym, że zachowujesz się jak debil. Ja nie zrobiłem niczego, co miało kogoś skrzywidzić celowo. Samoobrona, jak widać nie znasz tego słowa. Twoja sprawa, ale wierz mi, nikomu nie wyjdzie na dobre to co robisz. Szczególnie Tobie. Jeśli masz w planach ją skrzywdzić to będę musiał Cię powstrzymać - zimno stwierdził chłopak. Nie łatwo było go prowokować, ale cios zadany przez jego rozmówcę zadziałał. Bolało.
- Nie możesz odmówić mi zabawy, szczególnie jeśli będzie tego chciała. Życzę Ci powodzenia, bo nie masz szans - odpowiedział mu twardo. Patrząc na nich można powiedzieć, że chyba nie mają względem siebie żadnych pozytywnych uczuć.
- Wierz mi, że zrobię wszystko, by zdjąć Ci z twarzy ten debilny uśmieszek - nie żartował. Był tak pewny faktu, że choćby miał dziewczynę zamknąć w schowku to zrobi to, by jego brat miał za swoje.
Centaurus chyba nie wierzył w to. Zignorował mimowolną obietnicę brata i opuścił pomieszczenie, zostawiając go samego.

***
ul. Pokątna, 31 sierpnia

Wiesz jak to jest znaleźć bratnią duszę? Nie ma znaczenia jaka jest odpowiedź, choć pewnie łatwiej będzie wyobrazić Ci sobie co łączy te dwie. Carina i Sara to para nierozłączna. Obie mają długie blond włosy i niebieskie oczy. Nie są jak dwie krople wody z wyglądu, ale jednak robi wrażenie takie dobranie. Mają cięte języki i charakterki, godne dzieci samego Salazara. Ambitne, sprytne i niestety wredne. Gdy są razem lepiej nie próbuj się kłócić i myśl co mówisz. Ich obroną jest atak. Są podobne, ale różne. Wypełniają swoje luki, tworząc dwuosobową armię przeciw światu. Jest tak już od czasów dzieciństwa, gdy spotkały się w Dolinie Godryka mając po 6 lat. To ten typ przyjaźni, który choć jest pokręcony, to zalicza się do wiecznych. Tego dnia zgodnie z tradycją wybrały się na wspólne zakupy. Podręczniki już miały, ale kto pogardzi nową szatą, czy miotłą? Musiały wykorzystać ostatni dzień wolność, bo już jutro wsiadają do pociągu i zaczynają morderczą pracę na  6 roku. Szły, więc uliczkami i zajmowały się sobą.
- Serio? Ty i ten pajac? - dało się usłyszeć słodki głosik jednej z dziewcząt.
- Przypominam Ci, że ten pajac to Twój brat. Do tego chodziliśmy tylko na dyskoteki. Nic więcej - broniła się Sara. Przecież umawiała się już chyba z milionem ludzi. W tym wypadku nie powinno robić to żadnej różnicy.
- Ale to wciąż pajac. Myśli tylko o tym co masz pod ubraniem - stwierdziła. Nie kłóciły się, takie rozmowy to norma, ale tym razem było troszkę poważniej.
- A kto powiedział, że ze mną też tak nie jest? Wszyscy chcą bronić mnie przed nim, a w każdej chwili mogę skończyć to sama - burknęła i przyspieszyła kroku.
- Ej! Weź się nie obrażaj. Wiem, że jesteś samowystarczalna - powiedziała doganiając ją.
- Nie ważne. Posłuchaj lepiej co znalazłam wczoraj na strychu - zmieniła temat, cóż miała to w zwyczaju. Po co męczyć dyskusją z której nic nie wyniknie? Tym razem udało się jej nawet zrobić to bardzo umiejętnie. Zachęciła Carinę do słuchania.
- Słucham Cię przecież geniuszu - odpowiedziała i szturchnęła przyjaciółkę ramieniem.
- Wiesz kim był Harry Potter? - idiotyczne pytanie, ale nikomu krzywdy nie zrobi.
- Ciężko nie znać opowieści o Twoim ultra genialnym, historycznym i bohaterskim przodku. Książka do Historii Magii opowiada o nim co kilka zdań. Prawie na każdej stronie wspomina się kogoś z tej wojny. Co to ma jednak do rzeczy? - innej odpowiedzi być nie mogło. Ich edukacja kładła nacisk na historię i pamięć, a także na sposoby obrony. Nikt nie chcę powtórzyć tamtych chwil z przeszłości, kiedy próbowano wmówić wszystkim, że są bezpieczni.
- Dobrze, że wiesz, bo temu człowiekowi zawdzięczamy zero szlabanów w tym roku - rzekła tajemniczo, a druga prawie straciła oczy. Tak bardzo mocno była oszołomiona. Oczy wyszły jej z orbit.
- Jak ktoś, kto od lat leży pod ziemią miałby nam pomóc? Oszalałaś? - Carina nie żartowała. Nic nie rozumiała z paplaniny swojej towarzyszki.
- Nie dosłownie kretynko. Znalazłam na strychu coś, co należało do niego, a wcześniej do twórców tego. Napisał w swoimi pamiętniku, że oddał to synowi. Miałam pewność, że musiał to przekazać dalej. Więc szukałam. Zasięgnęłam informacji u taty Matthew. Prowadzi on sklep, który założyli Fred i George od których Harry dostał ją. Tak, więc zapytałam jego dziadków i dowiedziałam się, że mój ojciec nie korzystał z niej, ale ukrył na strychu pod tapetą. Głupie, bo to jest genialne urządzenie. Wskazuję wszystkich w dokładnym położeniu w zamku. Nigdy więcej nie wpadniemy na nauczyciela. Świetne no nie? - wytłumaczyła Sara. Była dumna z przeprowadzonego dochodzenia. Nie była tylko zrozumieć dlaczego jej własny ojciec nie skorzystał z niej. Tyle możliwości, a on je po prostu zignorował.
- Genialne! Księżniczko, chyba będziemy miały życie jak z bajki! - zareagowała entuzjastycznie. Tak bardzo, że prawie rozdeptała dziecko. Euforia nie jest korzystna w tłumie.
- Ciszej! Kolejna nasza tajemnica - stwierdziła dziewczyna i wystawiła mały palec w kierunku przyjaciółki. To był ich znak. Chwytały się najmniejszymi palcami, aby przypieczętować swoje słowa.
- Taaa - odpowiedziała i złapała ją. Potem pobiegły już do pobliskiej kawiarni, by móc obejrzeć wspólnie znalezisko.

***
Dom rodzinny Potter'ów, 31 sierpnia

Istnieją miejsca w których ludzie się nie kłócą, nie wybuchają emocjami i są nadwyraz spokojni. Tego dnia tutaj tak było. Hope siedziała na kanapie wraz z Rain'em i nie musieli się wyzywać, czy też podnosić głosu. Dlatego spędzali ze sobą tyle czasu. Dziewczyna z siostrą spędzała niewiele czasu, bo zwyczajnie ich sposób życia nie dawał wiele możliwości, a Rain umiał ją zrozumieć. Lupin'owie którzy odeszli muszą być dumni z chłopaka. Uczciwy, lojalny i opanowany, a do tego kulturalny i z darem metamorfomagii. Dobrali się idealnie i od razu podczas pierwszego spotkania wiedzieli, że będą sobie potrzebni wśród tak wybuchowych ludzi. Ta bliźniaczka charakterem była spokojna. I jest z Gryffindoru. Kolejna istotna różnica między nimi. Choć pewnie da się znaleźć ich więcej.
- Co się dzieję Hope? Jesteś dziś jakaś nie w sosie - Rain znał ją doskonale. W sumie to jest on typem takiego człowieka, który po prostu zna się na ludziach. Czyta ze spojrzeń, a zielone oczy Hope mówią mu za każdym razem bardzo dużo.
- Nic specjalnego. Czekam na erupcję wulkanu i nie mogę nic z tym zrobić. Do bani, prawda? - odpowiedziała śmiejąc się lekko. Taka była prawda. W wakacje wszystko zaczęło się komplikować chyba tylko po to, aby na początek roku szkolnego utrudnić im życie. Jakby w szkole już ich stosunki nie były napięte.
- Znów Księżniczka? - zapytał porozumiewawczo.
- Nie nazywaj jej tak. To, że jej imię oznacza księżniczkę wcale nie przemawia za tym, że nią jest. A zresztą to zawsze jest Sara. Zapomniałeś? - miała trochę racji. Wszystkie zdarzenia, które uderzały w Hope zaczynały się od jej bliźniaczki. A i imię było zabawnie dobrane. Każdy jednak nazywał tak jej siostrę, prócz niej.
- To przezwisko. Trochę uzasadnione. Nie powinnaś się tak tym martwić. Przyjdzie burza, a potem będzie tęcza. Tak jest zawsze - stwierdził próbując ją pocieszyć. To zawsze powtarzało się tym schematem.
- Mam nadzieję. Ale teraz jest jeszcze gorzej. Jerome się wścieknie - skomentowała. Praktycznie każdy, kto znał choć trochę sytuację miał pojęcie, czym to skutkuje. Niby Hope nie jest niczemu winna, ale jej rodzeństwo znajdzie sposób, by wciągnąć ją do własnej walki. A potem zrzucić na nią wszystko.
- Damy sobie z nim radę. Teraz czas zapakować Cię, bo chyba jesteś jedynym uczniem Hogwart'u w Anglii, który nawet nie zaczął przygotowań, a to już jutro - powiedział chłopak i pociągnął za sobą dziewczynę, prosto do jej pokoju. Musi czasami pomyśleć o tym jak to jest przejmować się tylko i wyłącznie sobą. Zdrowo jest stać się chwilami egoistą.



niedziela, 10 sierpnia 2014

Prolog

Hej, ho! Mam okazję pokazać wszystkim historię ze świata, który jest większości bardzo dobrze znany. Nie ma jak magia, prawda? Tym razem jednak w trochę innym wydaniu, bo nie ze znajomymi bohaterami. Nie będę jednak wiele pisać. Niech tekst mówi za siebie. Mam nadzieję, że zachęci do poznawania dalszych zdarzeń. Wskazane pozostawianie opinii, czy też rady i konstruktywna krytyka. Wiem, że krótko, ale to w końcu niemal jedynie zapowiedź przyszłych wydarzeń.

 ***
Magiczny świat miał okazję przejść wiele historycznych zdarzeń już lata temu. Wojna, Śmierciożercy, śmierć Lorda Voldemort'a, jego powrót, dorastanie legendy jaką stał się młody Potter, wiele tragedii, między innymi śmierć wybitnego maga Albusa Dumbledore'a, kolejna wojna, potem zmiany w Ministerstwie Magii, prawie, szkolnictwie, kadrze nauczycielskiej Hogwart'u. Wszystko zaczęło się zmieniać, jeszcze za czasów życia pokolenia, które walczyło o jak najlepszą przyszłość dla swoich potomków. Harry i Ron zostali aurorami, ten pierwszy doczekał się nawet szefostwa w swoimi departamencie, drugi został jego zastępcą i doradcą. Ginny była światowej sławy graczem i wciąż wspomina się ją, jako jedną z najlepszych w dziejach światowych drużyn. Hermiona została Ministrem Magii i wprowadziła swoje wymarzone zmiany prawne. Skrzaty i inne stworzenia zyskały na jej rządach. Czarodzieje nie mieli jednak na co narzekać. Malfoy okazał się znakomitym uzdrowicielem, Neville genialnym nauczycielem Zielarstwa, a Luna podróżniczką, która o dziwo udowodniła istnienie wielu istot, o jakich nikt nie miał pojęcia. Wszystkie ich osiągnięcia są teraz jedynie kartą historii. Nawet opowieść o ich dzieciach zdążyła już przeminąć. Lily, która zainicjowała powstanie Ośrodków Szkoleniowych do których mogli uczęszczać uczniowie po zakończeniu edukacji w szkole, Albus, wybitny Auror, mówi się, iż nawet lepszy niż własny ojciec, czy James o rodzinnym darze do quidditch'a. Są oni już przeszłością, ich chwila minęła. Szczerze powiedziawszy minęły też nawet czasy ich dzieci. I dzieci ich dzieci. I dzieci, dzieci ich dzieci. Obecnie po świecie krążą członkowie tych rodów. Czasy o jakich ich mowa to prawie 5 pokolenie od czasów trójki przyjaciół, którzy są nam tak dobrze znani. Świat ruszył dalej, wojna znana jest tylko z opowieści, ale jedna rzecz się nie zmieniła. Uczniowie, wciąż tłumnie zbierają się na peronie 9 i 3/4, by edukować się w Hogwarcie. Dalecy krewni naszych ulubieńców także. Nie zostało ich wielu w Londynie, ale nie wymarli. Część Weasley'ów mieszka na terenie Francji i tam uczęszczają do szkoły ich dzieciaki, inni na terenach obecnej Australi, a są i dzieciaki o tym nazwisku, które obecnie grzeją miejsca w Durmstrang'u. Było ich wielu. Cóż, chyba od zawsze właśnie ta rodzina została skazana na bycie ogromnie liczną. Wróćmy jednak do garstki osób, która została, tak jak ich przodkowie, w Angli. Lupin'owie, Malfoy'owie, Potter'owie, Weasley'owie, Longbottom'owie - takie to rodziny wciąż błąkają się po Pokątnej i zamku. Chcę wam opowiedzieć o tym. Wysłuchajcie historii, która mimo, że osadzona w pozornie spokojnych czasach, skrywa wiele tajemnic, które są 100% przeciwieństwem tego słowa.

Centaurus Malfoy, Cepheus Malfoy, Carina Malfoy, Jerome Potter, Sara Potter, Hope Potter, Aiden Longbottom, Matthew Weasley, Rain Lupin.

Zapamiętaj te imiona. I fakt, że przyszłość, wcale nie musi być nudna.

Ich życie, choć proste ma w sobie wiele mniejszych i większych dramatów. A także tajemnic.

Bo Hogwart to duży zamek, który skrywa jeszcze wiele sekretów, nawet po takim czasie, które warto odkryć.
 
Wyprzedzając bieg historii - Blogger Templates, - by Templates para novo blogger Displayed on lasik Singapore eye clinic.