"Stary zeszyt"
***Można wiele o mnie powiedzieć. Czasami mam wrażenie, że aż za dużo. "Panna wiem to wszystko" i "najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny Ravenclaw" to tylko niektóre określenia pojawiające się obok "głupiej Gryfonki" i "plugawej szlamy". A kim jestem w rzeczywistości? Poznanie odpowiedzi na to pytanie ułatwiłoby mi życie. Jestem córką mugoli, fakt, ale takie określenie brzmi lepiej od tego używanego przez Ślizgonów. Dlaczego więc tak mocno bolało w czasach młodzieńczych? Byłam, a raczej jestem słaba. Dziś potrafię się do tego przyznać. Każda głupota, zaczepka, brak spontaniczności i radzenie sobie bez wcześniejszego planowania? To właśnie była moja porażka. Po dziś dzień brakuję mi inteligencji. Tak, to nie żart. Hermiona Granger (obecnie Weasley) zna fakty, suchą teorię, regułki i nic więcej. Piszę to osobiście, albowiem z perspektywy czasu dostrzegłam, że moi "przyjaciele" korzystali ze mnie. Byłam użyteczna, a oni lubili widzieć to, co chcą, a nie osobę, którą jestem. Bo po co martwić się problemami Miony? Przecież lepiej poprosić ją o zrobienie swojej pracy domowej. Musi się zgodzić, prawda? W końcu jej zależy. Głupie, prawda? Ja również zdałam sobie z tego sprawę. Człowiek uczy się całe życie, a mi zrozumienie tego dokładnie tyle zajęło. Po tych wszystkich latach dotarło do mnie, że są rzeczy o które nie warto się martwić (jak chociażby wyzwiska, krzywe spojrzenia) i takie za które warto nawet umierać.
Kiedy to wszystko we mnie uderzyło? Nie da się chyba podać konkretnej daty. Zwyczajnie dorosłam. Zobaczyłam świat inaczej, jakbym całe życie nosiła chustkę na oczach i ona nagle rozwiązała się. Chciałabym, żeby Tobie też się to udało. Ten pamiętnik, który tak na prawdę jest czymś w rodzaju dziennika, autobiografii, a raczej zbiorem moich życiowych doświadczeń rad zebranych po latach w starym, zniszczonym zeszycie potraktuj jak lekcję, abyś ty w swoim życiu nie dała zasłonić sobie oczu. Skorzystasz z tego bądź nie, ale ważne, iż będziesz mogła o tym zadecydować. Wrócę jednak do chwili, która, jak mi się wydaję, rozpoczęła moją zmianę. W końcu wojna na każdym zostawia ślad.
Bitwa o Hogwart. O dziwo nie czuję się jak bohater wojenny wspominając ten dzień. Niewiele z niego pamiętam. Prócz krwi i nieruchomych ciał. Ten obrazek przewija mi się przed oczami każdej nocy. Wrogowie i przyjaciele padający na ziemię. Do dziś nie wiem, czy to było dobre. Odbieranie życia komukolwiek jest złe. Zaciera się granica wskazująca, co jest słuszne. Tak było z profesorem Dumbledore'm. "W imię wyższego dobra" warto było poświęcać i ryzykować. Miał takie właśnie myślenie. Nie da się jednak ocenić, czy było inne wyjście. To przecież przeszłość. Jeśli coś już się wydarzyło to nie da się nic zmienić i koniec, trzeba się z tym zwyczajnie pogodzić. Jest jednak moment, który pamiętam i zawsze będę pamiętać. I o dziwo jest to najwyraźniejsze wspomnienie.
Draco Malfoy.
Mój prześladowca, wróg, Śmierciożerca, szkolny łobuz, zły, tchórzliwy, pusty, a także jak mi się wydawało bezuczuciowy i nie kierujący się żadnymi sensownymi motywami.
A mimo tych wszystkich jego wad i potworności jakie zrobił, to on pokazał mi prawdę. Co za ironia.
Biegłam przez sypiący się korytarz. Jedna z podstawowych ścian trzymających sufit w tamtym miejscu runęła. Wszędzie był kurz i resztki tego, co zostało z kamieni. I dym, dużo dymu. W płucach nie mieściło się tyle tlenu ile powinno. Z zachłannością łapałam każdy kolejny wdech, a mimo to dalej było go tam stanowczo za mało. W pewnej chwili zobaczyłam ciało. Z daleka nie miałam pojęcia kto to. Mimo tego, że strefa w jakiej się znajdowałam była w polu rażenia musiałam podejść bliżej. W końcu byłam Gryfonką, a odwaga to coś czym mamy się cechować. Nie zostawia się ludzie w potrzebie. Więc szłam tam, a potem zatkało mnie. Pod wielkim odłamem ściany, a może sufitu, znajdował się chłopak o jasnej czuprynie. Nie kto inny, jak właśnie Draco Malfoy. Przez chwilę zawahałam się. Moment, Ale widząc, że jego różdżka leży przy gruzach po przeciwnej stronie, a jego nogi i większość pleców przygnieciona jest gruzem... Zwyczajnie nie mogłam. Może jestem naiwna i głupia, ale łatwo pozbyć się wroga, gdy jest bezbronny. Więcej wymaga równa walka. Stanęłam przy nim i zobaczyłam, że na twarzy również jest poraniony, a na głowie ma poważną ranę otwartą. Krwawił bardzo mocno. Uniósł tylko na chwilę głowę i dostrzegł, że to ja mu się przyglądam. Mimo bólu, który definitywnie odczuwał w spojrzeniu była ta znajoma pogarda. Milczał. Dopiero, gdy zaczęłam odrzucać to, co go unieruchamiało zaczął mówić.
- Wolę umrzeć niż zostać uratowany przez szlamę - wysyczał słabo. Wtedy jednak było mi to\obojętne.
- Mogłabym spełnić Twoje życzenie, ale wiesz co? Wolę żebyś pamiętał. Żył ze świadomością, że uratowała Cię jedyna osoba od której nie oczekiwałeś ani nie chciałeś pomocy. Osoby, której nienawidzisz - odpowiedziałam mu w ten sposób, a on korzystając z okazji, że kucam na wystarczająco niskiej wysokości, plunął mi w twarz.
- Więc ty żyj ze świadomością, że ratujesz mordercę - mruknął niewyraźnie i opadł głową na posadzkę. Wpadłam w złość, jednak nie odeszłam. Mógł mówić, co zechciał, ale wiedziałam... a może chciałam wierzyć, że gdzieś głęboko w nim istnieje coś takiego jak sumienie. Stłumione, skutecznie odcięte, ale jednak. I wtedy coś we mnie pękło. Ludzie którzy go znali nawet go nie szukają. Nikt. Gorsze jednak było to, że nie jest w tym osamotniony. Mimo tego, że zniknęłam już dawno mnie również nikt nie szuka. Każdy martwi się o siebie. Niby zrozumiałe, ale... boli. Wszystko da się usprawiedliwić, lecz nigdy nie będzie to przemawiać tak jak powinno. Zawiść i żal to normalna rzecz. Ludzka rzecz. Uświadamiając to sobie wpadłam też na to, że mam przecież magię i to ona mi pomoże (zbyt często myślę jak\mugol... kiedy liczył się czas, ja przewalałam ręcznie gruz). Pozbyłam się gruzów z mojego wroga i obróciłam go na plecy. Zaczęłam rzucać wszystkie znane mi zaklęcia, które mogły go uratować. Chyliłam się nad nim robiąc wszystko, by mu pomóc. Dlaczego? Bo mimo tego, że był, jaki był to... oboje mieliśmy cechę wspólną. Późno zrozumieliśmy, że świat decydował za nas.
- Granger... - wychrypiał w pewnej chwili.- przeproś... moją matkę... nie dałem rady... zawiodłem ją... - majaczył potem jeszcze dalej, ale ja już nie słuchałam. Świadomość, że ten chłopak pomyślał o swojej mamie była niezwykle szokująca. Zobaczyłam w nim człowieka. Podniosłam go i przeciągnęłam w miejsce w którym została mu udzielona pomoc.
A potem on na prośbę swojej matki stanął po stronie Voldemort'a, ale wiem, że nie było to zrobione dlatego, że tego pragnął. On chciał tylko uratować jedyną ważną osobę w swoim życiu. Nigdy nie miałam do niego oto pretensji.
Jak już mówiłam są rzeczy za które warto umrzeć.
Pamiętaj, że czyny człowieka świadczą tylko o tym, co chcę innym pokazać.
Żeby poznać go naprawdę trzeba zajrzeć do jego serca.
Jeśli kiedykolwiek poznasz syna bądź córkę Malfoy'a... powiedz, że jego ojciec jest człowiekiem, który jako jedyny w moim życiu nie udawał, że mnie lubi. Był uczciwy w swojej postawie - troszczył się o swoje interesy. Najlepiej, żebyś ty powiedziała to Draco osobiście, tylko Tobie ufam.
Kochana, nienarodzona jeszcze Rose, wierzę w to, że ludzie będą kochali Cię za to kim jesteś, a nie to co z Ciebie zrobią.
Że będziesz miała odwagę marzyć, śnić, odkrywać, walczyć, próbować.
Że będziesz spontaniczna, radosna, kreatywna, inteligentna.
Że w swoim życiu pokochasz kogoś żywym uczuciem, a nie głosem rozsądku,
Życzę Ci tego wszystkiego, bo nie chcę żebyś była taka, jak ja.
Pamiętaj, że jeśli mamusia odeszła to dlatego, że przegrała walkę, a nie ją poddała.
Ps. Nie słuchaj tatusia, gdy powie Ci, że jakiś dom jest zły. Nie ważne, gdzie będziesz. Liczy się to, jak będziesz go reprezentować.
Twoja mama, Hermiona, 2006 r.
***
2006 rok.
- Malfoy, co z moją żoną i dzieckiem? - wrzeszczał jak opętany Ron Weasley w Szpitalu Świętego Munga, widząc wychodzącego magomedyka, który był mu tak dobrze znany.
- Zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy, ale... - zawiesił głos, wzbudzając jeszcze większą złość u pytającego.
- ALE CO? CO SIĘ Z NIMI STAŁO? - krzyczał na cały korytarz rudzielec.
- Twoja córka jest cała i zdrowa. Ale Hermiona... - przerwał i schylił głowę.
- Nie. Nie. Nie. Nie! Rozumiesz? Nie powiesz tego. Wrócisz tam i... i... ją uratujesz - zaczął szlochać Weasley.
- To koniec. Kazała mi... a ja posłuchałem. Nie spieprz tego. Nie zmarnuj jej poświęcenia - odpowiedział z opanowaniem i odszedł od niego Draco.
A Ron skontaktował się tylko ze swoją matką. Sowa była w drodze, kiedy on biegł w nieznaną sobie stronę.
Zniknął i do dziś nikt nie wie, co się z nim stało.
***
2006 rok.
- Przepraszam Hermiono. Nie spłaciłem długu. Nie udało mi się Ciebie uratować - wyszeptał do zimnego, ciała i przykrył je prześcieradłem w chwili, gdy do pomieszczenia weszła Molly Weasley.
- To prawda? Umarła... - wyszeptała przez łzy kobieta.
- Powiedziałem jej, że mogę uratować tylko jedno z nich. Wskazała córkę i nazwała ją Rose. Poprosiła też, bym przekazał to pani - stwierdził i podał jej jakiś stary zeszyt.
- Co to jest? - zapytała próbując się zebrać w sobie.
- To dla małej. Tylko tyle powiedziała. Proszę spełnić jej prośbę. Dać to dziewczynce - poinstruował na koniec.
***
2017 rok.
- Babciu, czemu mi to dajesz? - zapytała ruda, piegowata dziewczynka.
- Mamusia chciała, żebyś to przeczytała. Idziesz do szkoły. To ważna chwila i sądzę, że idealna byś to przeczytała - odpowiedziała jej staruszka.
- Mogę czytać na głos? - spytała wahając się.
- Oczywiście. Przeczytajmy razem. Co ty na to? - zaproponowała kobieta podnosząc dziewczynkę na kolana. Ta kiwnęła twierdząco głową i zaczęły razem.
- "Można wiele o mnie powiedzieć..." - zabrzmiały dwa kobiece głosy w Norze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz