Rozwiewamy wątpliwości balu i definitywnie kończymy temat. Kto jest kim, a także co dalej się działo. Przepraszam za błędy, ale moja klawiatura umiera powolnie, a jej cierpienie ma wpływ na jakość, niestety. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Rozdział IV "Odpuścić"
***
Korytarz przed Wielką Salą, 9 września
Gdy tylko została wyniesiona z sali poczuła ogromną ulgę. Była roztrzęsiona i wciąż nie docierało do niej, co się wydarzyło. Dlaczego ten chłopak, który niezaprzeczalnie musiał być Centaurusem ją dotykał? To było pytanie, które rozsadzało jej głowę. Szybko jednak uświadomiła sobie, że myślał, iż jest Sarą. Co za idiota, ktoś by powiedział. Nie potrafił rozróżnić ich po kolorze oczu. A ponoć tak dobrze zna swoją Księżniczkę. Mogło się to skończyć o wiele gorzej. Powinna całować po stopach swojego wybawcę. Gdy tylko znaleźli się po za salą, a chłopak ułożył ją na podłodze, zdjęła maskę. Chciała nawet coś mu powiedzieć, ale wyprzedził ją. Nie poszedł jednak jej śladem i wciąż liść okrywał jego twarz. Ona zaś łkała. Ból nogi był nieznośny.
- Z zasady nie mieszam się w żadne spory, ale tym razem byłaś ofiarą całego procederu. Powinnaś uważać na swojego braciszka i jego koleżkę. Nie wspominając już o tym kawałku schabu, Malfoy'u - stwierdził rzeczowym tonem. Brzmiał jak rodzic wkurzony na rozkapryszoną nastolatkę. Jakby było jej winą, że się w to wszystko wpakowała. Dobra, nie potrafiła uderzyć w twarz Centaurusa, ale nie można tego od niej wymagać. Jest niewinną dziewczyną i tyle!
- Hope, mówię serio. Twoje rodzeństwo toczy spory w których nie musisz brać udziału. Masz własne życie i lepiej wyjdziesz, jak się nim zajmiesz. Następny razem nie zareaguję. Dbam o swój spokój, rozumiesz? Powinnaś zrobić to samo, jeśli nie chcesz cierpieć. Martw się o siebie, słoneczko. Odpuść - zaczął mówić co raz spokojnie i pogłaskał ją delikatnie po głowie. Wciąż jednak nie miała chwili, by coś powiedzieć.
- Ej... przestań płakać. Zaraz to naprawimy - stwierdził smutno i złapał ją za nogę. Szybko wyciągnął różdżkę i skorzystał z jakiegoś zaklęcia niewerbalnego. Po kilku chwilach nie czuła już bólu. Płakała tylko dlatego, że była zdołowana.
- Nie wiem, czy Cię to pocieszy, ale według statystyk 75% pierwszych bali to niewypały - rzucił jeszcze, kiedy zobaczył, że po policzkach dziewczęcia wciąż lecą łzy. Taki już był, logiczny. Jak większość Krukonów. Nie dokładnie takiej reakcji Hope się spodziewał, ale ta zaśmiała się słysząc te słowa.
- Dzięki. Rzeczywiście podnosi na duchu - burknęła przerywając śmiech.
- Mnie tak - odpowiedział na to i uniknął jej spojrzenia. Co było nie tak? Patrzy na nią tylko wtedy, kiedy ona tego nie robi. Dlaczego?
- To... dobrze - wymamrotała nie wiedząc co powiedzieć. Serio był, aż taki uczony? Skrukoniał do reszty. O ile istnieje taka przypadłość.
- Rzuciłem dobrze zaklęcie? - zapytał jeszcze. Czy nie wystarczyło spytać, czy boli? Hope nie rozumiała tego, ale wiedziała, że to jest właśnie ta sama wersja tego pytania. Nie myliła się bardzo. Oto mu chodziło.
- Jest w porządku. Nie boli - Po tych słowach uśmiechnęła się do niego. Zdjął nagle maskę. Był trochę dziwny jak dla niej. Nie żeby znała go jakoś dobrze, ale widywała go na zajęciach i w bibliotece. Zawsze milczał, siedział z boku i coś czytał. Po za tym spędzał czas z Rainem. Chyba się przyjaźnią, ale nie mogłaby tego ocenić. Wydawało się jej, że książki są jego przyjaciółmi przed Rainem.
- To dobrze - wyszeptał unosząc jedną brew do góry. Parodiował ją, była o tym przekonana, ale nagle przestał i znów zamknął się w swojej powłoce, usłyszał kroki i odwrócił się. Ktoś przyszedł dotrzymać im towarzystwa.
***
Wielka Sala, 9 września
Chłopak w białej masce szybko przejął\kontrolę. Jakiś czas kołysali się w rytm muzyki, kiedy ta była spokojna, a innym razem wpadali w szał melodii żywszych. Czas ten nie był zły. Może z tego powodu, iż chłopak zdawał sobie sprawę, kim jest jego towarzyszka. Jednak wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Dla nich chwilą napięcia wcale nie było wyjście z sali, o nie. To nastąpiło szybciej. Chłopak w białej masce oparł się dłońmi tak, że blondynka nie mogła wyjść. Przechyli głowę w lewo i wpatrywał się w nią. Bardzo lubił chwilę, kiedy jest górą. Zbliżył się do niej nie znacznie i... zaczął mówić.
- Księżniczko zawiodłaś mnie. Spodziewałem się, że znajdziesz sposób na tą śmieszną zasadę - wyszeptał jej w prost do ucha. Jakim cudem on może się odzywać? Ciekawość ją zżerała. Do tego natychmiast rozpoznała ten głos.
Cepheus.
- Ooo. Nie udajesz? Czyli, że mogę mówić Ci wszystko, a to będziesz grzecznie milczała. Wspaniale - rzekł z wyższością. Miał ogromną przewagę w każdym aspekcie. A przecież to ona miała udowodnić, że jest więcej niż "nie najgorsza". Otworzyła usta, a jej klatka piersiowa\podniosła się od oddechu, ale po za\tym nic innego się nie wydarzyło. Nie wydobyła z siebie ani jednego dźwięku.
- Nie próbuj, tracisz tylko siły. Wciąż czekam na te twoje dowody, co do świetności twojej osoby, ale chyba się nie doczekam. Poprowadzę, więc monolog. Co ty na to? Nie ma protestu? Więc zacznę. Może od twojego chłopaka, a mojego brata. Jest mało inteligentny, można rzec. Może nie zauważyłaś, ale dobierał się do twojej bliźniaczki. Nie zwrócił uwagi na istotny szczegół. Masz niebieskie oczy, nie da się ich pomylić z zielonymi Hope. Chociaż chyba jednak się da. Dla niego nie ma rzecz niemożliwych w tym temacie. Dalej muszę powiedzieć takiej damie, jak\ty, że nie polecam związków z nim. Męskie prostytutki mają mniejszą ilość klientów, niż on dziewcząt w swoim łóżku. Serio chcesz się tak marnować? Masz mózg, jesteś inteligentną i piękną kobietą. To okropnie głupie. Na\koniec muszę przyznać, że wcale nie robię tego z dobroci serca. Centaurus sądzi, że zdobył sztukę życia. Zrobił z Ciebie trofeum, a ja nie lubię, kiedy on ma na swojej twarzy uśmiech typu "jestem niczym Merlin". Bardziej zależy mi na tym, by to minęło. Proszę Cię, więc byś zaniechała spotkań z nim. Jeśli nie liczysz się z moim planem co do wkurzenia brata to... - przerwał\na chwilę i przyciągnął ją do siebie, kiedy chciała uciec.
- Niegrzecznie tak przerywać. Słuchaj dalej, bo to już prawie koniec. Powinnaś wziąć pod uwagę fakt, że Jerome zabiję go kiedyś właśnie przez to. Wiem, że nie kochasz mojego jakże "genialnego" brata, ale na swoimi musi Ci zależeć choć odrobinę. Teraz grzecznie pójdziemy zatańczyć i wyjdziemy - To nie było pytanie. Czysty rozkaz wypłynął z jego ust i został wykonany. Przeżyli jeszcze jeden taniec, a potem opuścili salę. Kto, więc z bardziej znanych osób pozostał? Jerome i Matthew zniknęli tuż po zrealizowaniu planu, ale ich cel wciąż tam był. Centaurus oblegał stół, gdzie mógł utopić swoje smutki. Sam pozbył się dwóch butelek "Ognistej", więc nie było za dobrze. Zgubił jednak swoją blondynkę, a w tamtym stanie nawet nie pamiętał o niej i nie pomyślał ani razu. Lekko zataczając się wyruszył ku wyjściu.
***
Korytarz przed Wielką Salą, 9 września
Dwie pary oczu wpatrywały się w nadchodzącego Rain'a. Chłopak szukał po sali swojej przyjaciółki przez jakiś czas. Nie miał pojęcia o zajściu, więc gdy ujrzał tę dwójkę był bardzo zaskoczony.
- Hope? Co się stało? Przepraszam, że mnie nie było. Szukałem Cię przysięgam! - tłumaczył się przerażony. Bardzo zmartwiło go to, że znalazł ją po za salą. Mieli się bawić, spędzić dobrze czas, a tu takie coś.
- Ogarnij ją chłopie. I zaprowadź bezpiecznie. Miała sporo wrażeń, ale żyje - powiedział i poklepał go po plecach wybawiciel\dziewczyny.
- Dzięki Aiden. Nie wiem co się wydarzyło, ale... dobrze wiedzieć, że przy niej byłeś. Dobre ręce, a nie spodziewałbym się tego - Na prawdę mu ulżyło. Miała szczęście, że trafiła na niego, a on chciał jej pomóc. Z zasady takie zaangażowanie nie było w jego stylu, Rain to wiedział.
- Jasne, jest za co i cześć - machinalnie mówił ten drugi, a po chwili wstał i poszedł w swoją stronę.
- Aiden... jeszcze raz dziękuję - powiedziała jeszcze Hope widząc, że ten ich opuszcza. Ciemnowłosy jednak nie odpowiedział.
- To świetny człowiek. Dziwny, ale świetny. Bardzo inteligentny. Słoneczko... dasz radę wstać? - odezwał się do niej nagle Rain.
- Tak, nic już mi nie jest. Idziemy? - uśmiechnęła się do niego i podniosła się.
- Ja idę, ty masz dziś darmową podwózkę - powiedział, mrugnął do niej i wziął na barana. Taki już był. Uznawał, że rozweselenie to najlepsza broń.
- Uwielbiam Cię mój dzielny koniu - żartobliwie szepnęła łapiąc go mocniej.
- A ja uwielbiam mojego rycerza nadziei - stwierdził nawiązując do znaczenia jej imienia. Potem skręcili i opuścili korytarz przed Wielką Salą. Pojawił się po nich na tym samych korytarzu kompletnie pijany Centaurus w towarzystwie równie pijanej brunetki. Oni jednak szli w innym kierunku, niż tamta urocza parka.
***
Wielka Sala, 9 września
Par ubywało z różnych przyczyn, ale nic na to się nie poradzi. Jedni pijani, a inni zmęczeni. Wciąż jednak ktoś tam był w sali, więc zabawa trwała. Dla takiej Cariny na przykład, również. Zgodnie z przewidywaniami jej najlepszej przyjaciółki, nie odnalazły się. Nie był to jednak taki ogromny problem, ponieważ znalazła sobie towarzysza. W końcu tamta druga zrobiła to samo, więc kto by narzekał lub się kłócił? Było świetnie, a jej towarzysz, nieco wyższy od niej był czarujący. Zabawne, bo nie może nawet powiedzieć kim jest. Nie rozpoznała go, bo maska ukrywała jego twarz. Nie rozpoznawała także po oczach, więc żyła w błogiej nieświadomości, aż do końca. Wszyscy zaczęli wychodzić, zostali tylko oni. Jak to? Przecież musi zostać, choć jeden nauczyciel, by wszystko ogarnąć... I wtedy uświadomiła sobie prawdę. Oliver. Miała ochotę porzucać Niewybaczalnymi. Ten machnął różdżką i zdjął maskę, jakby nic się nie wydarzyło.
- Możesz już mówić - powiedział\lekko i uśmiechnął się do niej. Przez myśl przeszło jej tylko jedno słowo: "dupek".
- Jak mógł pan, panie profesorze? - zapytała zimno. Niech sobie nie myśli, że przez fakt, iż jest dzieckiem będzie się darła. Może pomarzyć. Będzie go nękała tak, aby zabolało.
- Oliver, Carino. Mów mi po imieniu - odpowiedział na to łagodnie. Opanowanie, jakże to piękne w takiej sytuacji.
- Dyrektor mówił coś innego, profesorze. Jestem przykładną uczennicom - ciągnęła dalej, choć w środku miała ochotę coś zniszczyć. Najlepiej faceta, który stał przed nią.
- Nigdy nie byłaś. I nie będziesz. Przyznaj, że było fajnie. Tylko tyle. Spędziłaś miło czas i podobało Ci się to. Wiem to. Potrafimy przebywać ze sobą i jest dobrze - Wierzył w to. Szkoda tylko, że nie da się wierzyć za dwoje.
- Było, bo nie wiedziałam, że to ty - Ukuło troszkę. Nie miał pojęcia co zrobić, by zapomniała.
- Więc zapomnij. Zaczniemy od nowa - Walczył o każdą chwilę. Walczył o nią. O nich.
- Niech pan przestanie, panie profesorze. To niestosowne - odpowiedziała kierując do niego najbardziej puste spojrzenie na jakie było ją stać.
- To co zrobię teraz będzie niestosowne i nie przystoi żadnemu nauczycielowi - stwierdził. a ona nim zdążyła zareagować poczuła na swoich ustach jego wargi. Nie żeby było to złe, ale... To miała być przeszłość, ona nie jest zabawką, którą można odłożyć na strych, a w razie potrzeby wyjąć. Z czystą nienawiścią odepchnęła go i uderzyła otwartą dłonią w twarz. Potem wybiegła zostawiając go samego z tym całym syfem moralnym, jaki i na sali.
***
Korytarze Hogwart'u, 9 września
Wbrew oczekiwaniom Cepheusa dziewczyna zadał pytanie zupełnie inne, niż to o którym myślał.
- Odprowadzisz mnie? Spędziłam miło czas nie licząc twojego napastowania mnie - powiedziała ze swoimi standardowym uśmieszkiem. Niezawodna Sara, zawsze profesjonalna.
- Oczywiście. Zrobię to z wielką chęcią - odpowiedział lekko zaskoczony. Powinna wrzeszczeć za jego zachowanie, albo załamać się co do swojego chłopaka. Nagle dotarło do niego, że ona to wszystko wie. Dlaczego, więc to ciągnie? Ciężko było mu odpowiedzieć. Jak widać pozostaje mu sporo pracy. Szli przez korytarze, aż w pewnym momencie dotarły do niego dwa słowa.
- Petrificus Totalus - stwierdziła Sara, a potem chłopak wpadł prosto w jej ramiona. Ułożyła go w ciemniejszym koncie, pogłaskała po policzku i zaczęła dalej mówić do unieruchomionego towarzysza.
- Kochanie zapamiętaj, że mnie się nie ogranicza. Sama decyduję o sobie, a ty bardzo nie ładnie się mną bawiłeś. Jeśli nie będziesz grał fair to i ja nie. Ślizgon to Ślizgon, dobrze przecież wiesz. Do zobaczenia jutro - Tylko tyle. Powiedziała i poszła dalej sama, a on leżał i czekał, aż działanie zaklęcia minie. Dziewczyna jednak nie mogła wiedzieć, że dała mu świetny powód do męczenia rodzeństwa. Na korytarzy pojawił się Centaurus z jakąś brunetką. Świetnie! Przez chwilę podobało mu się to. Będzie miał go czym męczyć, a i jej wypominać. Radość ta\trwała jednak krótko. Chłopak zaczął wraz ze swoją towarzyszką zachowywać się... co najmniej niepoprawnie. Było to obrzydliwe, a on mógł jedynie zamykać oczy. Co za pech. Słuchał ich jęków... Nagle jednak zrobiły się cichsze. Tracił słuch? Nie. Zamknęli się w schowku na miotły. Merlin zlitował się nad nim. Zdążyła wrócić mu władza nad własnym ciałem za nim oni opuścili tamto pomieszczenie. Cicho zebrał się i ruszył do lochów. Będzie miał\sporo do zrobienia w przyszłości. Odegrać się na blondynce, bracie, a także doprowadzić pierwszą wspomnianą do szału i przyznania się, że Centaurus to po prostu kutas jakich mało. Takie to piękne życie w murach tego zamku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przeczytałam całe, z długimi przerwami, błędy wychwyciłam, ale nie mam sił ich wypisywać... Młodsze rodzeństwo jest na serio kłopotliwe, do psychiatry się chyba wybiorę, bo z nimi oszaleję ;-;
OdpowiedzUsuńDziś krótko za co szczerze przepraszam.
Bal świetny, ale nadal mało.
Sytuacje między postaciami coraz bardziej mnie interesują ;D
Ale cóż, nie dane mi jest dziś nic rozwinąć, chyba się położę, coś źle się czuję ;-;
Na serio przepraszam, że tak słabo, jestem załamana własną postawą, ale nie dam rady...
Może później dopiszę więcej...
Pozdrawiam, życzę dużo weny,
~Rose Lily Evans
Witaj Marto, moja kochana beto. Od teraz będę opisywań wszystko inaczej. Co sądzę o:
OdpowiedzUsuńHope - przestałam ją lubić po tym rozdziale. Jest jednak zbyt ciapowata jak dla mnie. Na moje oko to ona miesza się w sprawy swoje siostry i tego gościa co myśli penisem, bo zazdrości Sarze. Za mało uwagi na nią spada. NA siłę próbuję wejść w bieg wydarzeń zamiast dać sobie spokój.
Aiden - nowa postać (prawda?), ciekawa. Typowy krukon jak widze i daje dobre rady Hope, która powinna się odwalić. Trudno jak na razie o nim cokolwiek powiedzieć, ale polubiłam go i to bardzo. Choć Hope też na początku lubiłam... Aiden wydaje się troszkę jak Hermiona, ale widzę w nim drugie dni, a w szlamie tego nie widać. Czekam na więcej.
Rain - czyli mój Remus, taki idealny przyjaciel, który martwi się o swoją ciapowatą przyjaciółkę. Aww urocze. Serio uwielbia go i to się raczej nie zmieni.
Cepheus - drań jakich mało, ale lubię go. Jest zawzięty i chce udupić brata. Wcale się nie dziwię i trzymam za niego kciuki. Podoba mi sie ta jego władczość, przez chwilę myślałam, że coś jej zrobi, potem, ze mu się podoba a tu BUM! On chce tylko zedrzeć ten uśmiech z mordy pana Penisa. Podoba mi się jego tok myślenia.
Sara - na początku wredna, pusta suka a teraz nabiera kształtów i lubię ją bardziej od Hope. W pierwszej części taka niewinna i bezbronna a w kolejnej tak załatwiła Malfoy'a. Merlinie, padłam XD Wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko rzuciła pana Penisa, serio. Ale wiem, że masz jakiś plan w tym, więc ufam ci.
Carina- biedna dziewczyna i całym sercem jej współczuję. Porzucenie boli i sprawia, ze przestajemy ufać każdemu. Chcemy przestać kochać. Rozumiem ją, ale czy Oliver się nie stara? Tak, robiłabym to samo co ona, nie chciałabym być zabawką, ale jednak... Miłość jest taka trudna. Wiem to na swoim przykładzie.
Oliver - porzucił, wraca i kocha. Kto tak robi? Zwykły drań. Rozumiem, że to człowiek, ma swoje chore powody, ale ranić tak drugą osobę to bestialstwo. Czuje na sobie ten ból. Wczoraj porzucił mnie przyjaciel, którego kochałam. Straszne. Jednak mam nadzieję, że naprawdę ją kocha i będą razem. Niech to jakoś udowodni.
Panowie "Potter" i "Black" - mało ich było, ale typowe dla takich prostaków. Zniszczyć komuś bal i wrócić do siebie. Kretyni.
Centaurus - wisienkę zostawiłam na koniec. Robaczywą wisienkę. Melinie, toż to typowy gimbus... Jeszcze jakby kochał Sarę to bym przeżyła, że traktuje ją jak trofeum. A ten sukinsyn sypia z kim popadnie, chla jak gibmus i jeszcze nie rozróżnia koloru oczu. Popierdoleniec jakich mało. Łojh jak ja go nie lubię >< Serio.
Co do balu to skupiłaś się najbardziej na relacjach bohaterów co w samym sobie jest bardzo dobre, jednak kiedy ja czytam "bal" to oczekuję jakiegoś pięknego opisu. Ale to tylko ja ;; Bo ja lubię pisać opisy, dlatego się nie przejmuj xd Fabuła jest najważniejsza <3
Błędy są, nawet ja zauważyłam niektóre, ale wiesz ja i tak mam je gdzieś xd
Czekam na więcej. Pozdrawiam,
Marika Snape